niedziela, 27 lipca 2014

Turkusowy komplecik

Kolczyki pojawiły się już w jednym z poprzednich postów. Ale postanowiłam zrobić jeszcze bransoletkę i wisiorek. Ani jedno, ani drugie w tej postaci nie występuje we wzorze Coriny Meyfeldt. Ten wzór jednak bardzo działa na wyobraźnię i będzie się pojawiał u różnych osób w wielu odmianach i wydaniach. Zamarzył mi się bardziej turkusowy komplecik z nitki w jednym kolorze z żółtymi koralikami, ale duży koralik przeciął nitkę. Jeszcze nie wiem, co z tym fantem zrobię. Może będzie następna próba. Do tej pory jakoś niespecjalnie chciałam robić biżuterię frywolitkową. Wolałam duże prace. Ale chyba się przekonam. Chodzi mi po głowie pomysł na torebkę. Nie mam jednak nitek w wymarzonym kolorze, a zaprzyjaźniony sklepik będzie je sprowadzał dopiero jesienią... Ale biorąc pod uwagę, że owe wymarzone kolory są właśnie jesienne, to będzie w sam raz. Nie ma co się spieszyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość pozaczynanych prac. Trzeba teraz choć trochę pokończyć. Życzę Wszystkim miłej niedzieli.

wtorek, 22 lipca 2014

Letnia ozdoba salonu

Letnia renulkowa serwetka online ukończona. Chyba powinnam założyć cykl "prace ukończone w podróży", wtedy te ostatnie kolczyki też powinny do tego cyklu trafić. Ale frywolitka to taka wspaniała robótka, że można zabrać ją ze sobą wszędzie.
Odkąd w ubiegłym roku w prezencie urodzinowym (Agnieszko, jeszcze raz dziękuję) dostałam organizer na przybory frywolitkowe, z przeznaczeniem do podróży właśnie, to zawsze zabieram go ze sobą w podróże, a czasem nawet i na wizyty u lekarza. 
Dzięki temu czas oczekiwania nigdy się nie dłuży. Ostatnio nawet byłam zawiedziona, że weszłam do dentysty z marszu ...
Letnia serwetka okazała się bardzo przyjemna do robienia, a jej rytm był jak najbardziej odpowiedni właśnie do podróży.
Zastanawiałam się, czy nie popuścić wodzom wyobraźni i nie dopisać temu wzorowi własnych okrążeń, ale tym razem powstrzymałam się.


Gotową serwetkę wyprałam i naszpanowałam na mojej pajęczynce
Na zewtętrznym okrążeniu wpięłam ponad 300 szpilek...
Okazało się, że można wykorzystać do tego celu również deskę do prasowania, oczywiście jeżeli jest odpowiednio szeroka.




niedziela, 20 lipca 2014

Podróże z pasją - Festiwal Etnomania w Wygiełzowie

W ubiegłym roku jakoś umknęła mi informacja o festiwalu Etnomania, a może byłam po prostu zakręcona zawodowo ,i nie miałam czasu, żeby pojechać.
Festiwal Etnomania od kilku lat jest organizowany na terenie skansenu w Wygiełzowie i choć to przysłowiowy rzut beretem ode mnie, to jeszcze nigdy tam nie byłam. 
Dzisiaj pogoda była przepiękna na plażowanie nad jeziorem, ale na kontemplowanie dóbr kultury już mniej, ale nie ma co narzekać, bo rzeczywiście było co podziwiać. Ja jednak skupiłam się bardziej na wątku towarzyskim, stąd też dzisiejszy fotoreportaż jest dość wybiórczym przedstawieniem tego, co dzisiaj zobaczyłam.

Ja maniaczka robótek wszelakich patrzyłam z zainteresowaniem przede wszystkim na te techniki, które na dzień dzisiejszy leżą poza zasięgiem moich możliwości.





Myślałam, że w szydełku już niewiele jest mnie w stanie zachwycić, a tymczasem prace pani Agaty Marcinek nie pozwoliły mi oderwać od siebie wzroku. Choć niektóre z tych wzorów są mi od dawna znane, to staranność wykonania tych oglądanych dzisiaj jest naprawdę godna uwagi. Część serwet została zrobiona z bardzo cienkich nici, czyli tego co ja po prostu uwielbiam. Na tym stoisku spędziłam sporo czasu.



Przy wielu stoiskach były zorganizowane warsztaty dla dzieci i dla dorosłych. Każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie.










Jak już wcześniej zaznaczyłam, najważniejszy był dzisiaj aspekt towarzyski, tak więc najwięcej czasu spędziłam na stoisku Moniki Dąbrowy z Krakowa i towarzyszących jej osób. Panie robiły koronki klockowe i opowiadały o nich wszystkim zainteresowanym, a ja miałam okazję usiąść w cieniu pod bukiem i porozmawiać z osobami które widzę nie częściej niż dwa razy w roku. Z podziwem patrzyłam na precyzyjne ruchy starające się utrzymać czeredę klocków w ryzach, a ich miarowy stukot działał na mnie relaksujące. Może pora, aby sięgnąć po własny warsztat koronkowy ...


                 

Przy okazji miałam okazję poznać kilka osób, które do tej pory znane mi były tylko z wpisów na portalach społecznościowych. Jedną z nich jest Łucja Myślik. Tu prezentuje wycinankę krakowską, która przypomniała mi zabawy z wczesnego dzieciństwa, które organizowała mi moja Babcia. Papierowe wycinanki były jedną z nich.

Wizytę na festiwalu zakończyłam na słodko przy stoisku z pierniczkami, gdzie przyglądałam się powstającym na żywo koronkowym dekoracjom. Napasłam oczy, ale pierniczków nie spróbowałam. Może wszystkiemu winny był upał ...

Jeżeli tylko czas pozwoli zajrzę do Wygiełzowa za rok.

czwartek, 17 lipca 2014

W kolorach morskich fal

Miesiąc temu skusiłam się na wzór Coiny Meyfeldt, ale jakoś czas nie pozwalał przygotować czółenko i usiąść spokojnie nad nowym projektem. Szczęśliwie udało mi się go znaleźć w ostatni poniedziałek. Już od dobrych dwóch miesięcy projekt Coriny króluje na jednej z grup frywolitkowych. Oryginalna nazwa fale w polskim wydaniu została przerobiona na wachlarze, ale jak zwał tak zwał, projekt jest niezwykłej urody i pewnie nadal wiele osób będzie po niego sięgać. Dotyczy to również mnie. Już kombinuję różne rozwiązania kolorystyczne, ale do tych kolczyków dorobię jeszcze bransoletkę i wisiorek.

Może trudno będzie Wam uwierzyć, ale to pierwsze kolczyki wykonane przeze mnie techniką frywolitki. Zazwyczaj startuję do większych prac. Poniedziałek okazał się bardzo pracowitym dniem, gdyż zaowocował również skończeniem renulkowej serwetki, którą w fazie roboczej pokazywałam w poprzednich postach. Nie jest jednak jeszcze przygotowana do pokazania. Ale nastąpi to już wkrótce ...

poniedziałek, 7 lipca 2014

Pod urokiem kolorowych szkiełek

Znów powinnam napisać o podróżach z pasją, o odkrywaniu spotkań hobbystycznych i warsztatach w których wzięłam udział, ale dzisiaj mam czas jedynie na kilka zdań, a nie chciałam tego posta odkładać.

Jeszcze nie tak dawno wcale nie myślałam o robieniu biżuterii z koralików, ale zapisałam się na warsztaty sutaszu i na jeszcze jedne, które z przyczyn losowych nie odbyły się. W zamian za nie zapisałam się na trzygodzinny kurs podstaw haftu koralikowego. Jak się okazuje 180 minut wystarcza na zrobienie takiego oto wisiorka i to przez osobę początkującą. 

I tak ja kursantka z łapanki poczułam, że ten warsztat to wspaniałe uzupełnienie nauki sutaszu. Jeżeli tylko czas pozwoli, nie rzucę tego w kąt, tylko będę tworzyć coś być może eklektycznego, co połączy różne moje pasje. Pole do popisu jest przecież bardzo szerokie.

środa, 2 lipca 2014

Podróże z pasją - święto koronki klockowej w czeskim Vamberku

Ivana Domanjova
W Polsce pewnie mało kto słyszał o czeskim miasteczku Vamberk, położonym w Górach Orlickich zaledwie 40 kilometrów od granicy z Polską. Jednak jeżeli ktoś spróbował swych sił w tworzeniu koronki klockowej, to prawdopodobieństwo, że słyszał o tym mieście wzrasta dramatycznie.

Ja nie od razu wybrałam się do Czech na doroczny festiwal koronki, bo swego czasu nie było mi po drodze, ale od sześciu lat staram się tam bywać regularnie, o ile oczywiście nie koliduje to z moją pracą zawodową i innymi imprezami.

Czeski Vamberk jest też dla mnie miejscem spotkań z innymi pasjonatkami koronki klockowej i staram się spędzony tam czas celebrować. Festiwal odbywa się tradycyjnie najczęściej w ostatni weekend czerwca.

Spędzam tam zazwyczaj jeden dzień, ale to co się tam dzieje chłonę jak gąbka i niestety, pobyt tam czyni znaczne spustoszenie w moim portfelu. Za każdym razem wracam jednak zadowolona i pełna zapału do sięgnięcia po klocki.

Lenka Malatova
W tym roku jedną z pierwszych osób, które spotkałam była Ivana Domanjova. Jedna z osób, u których uczyłam się koronki. Kobieta - wulkan energii i pomysłów. W ostatnich latach wydała trzy części książki o podstawach koronki klockowej i publikację o połączeniu koronki z papierem - jej autorski pomysł. 

Na stoisku obok Lenka Malatova podpisywała swoją czwartą już książkę. Jej pomysłem na tegoroczną wystawę były dekoracje ze sznurka i kwiatów wykonanych z koronki klockowej. 

Tegoroczna edycja targów, była edycją krajową, dlatego też nie spotkałam żadnego z wystawców zagranicznych. Jednakże koronka klockowa jest w Czechach tak popularna, że koronczarki i projektantki wzorów, a także sprzedawcy materiałów zdołali zapełnić całą salę. Każde stoisko to inny, nieco odmienny pomysł na koronkę i sposób wyrażenia siebie. Wszystkie budzą zachwyt i choć przyjeżdżam tu od kilku lat, to nie zdążyły mi się opatrzyć. 


O tym jak bardzo rękodzieło jest tutaj popularne może świadczyć wybór nici i materiałów różnych światowych marek. Wiele rodzajów nitek dostępnych tutaj, u nas jest nieosiągalne ... ale może kiedyś ... będzie.
Wśród zwiedzających można zobaczyć osoby w różnym wieku, kobiety i mężczyzn. Wszyscy z podnieceniem na twarzach biegają od stoiska do stoiska. Wiele ze zwiedzających pań miało na głowach koronkowe kapelusze, inne broszki, a jeszcze inne koronkowe aplikacje na torebkach.
Festiwal i targi w Vamberku są współorganizowane przez Szkołę Koronczarską w Vamberku, która niedawno obchodziła 120-lecie swojego istnienia. Stałym elementem festiwalu jest organizowany przez szkołę pokaz mody, ale zazwyczaj nie jest to jedyny pokaz. W tym roku motywem przewodnim były szale z koronkowymi wstawkami. Oprócz szali można było zobaczyć różnego rodzaju wstawki i aplikacje. Ileż to pomysłów i ile pracy. Ale te koronki pełne są świeżości i mają taki nowoczesny szlif!















Na scenie z szalem i torebką -Miroslava Šustrová nauczycielka ze Szkoły Koronczarskiej w Vamberku


Przykładem pomysłu na nowoczesną koronkę jest stoisko Jiriny Rejentovej z Zamberku. Specjalizuje się w biżuterii. Koronkowa biżuteria ślubna w jej wykonaniu może być marzeniem niejednej panny młodej.


Vamberk warto odwiedzić nie tylko w czasie festiwalu. Oprócz szkoły działa tu również muzeum koronki. Chodząc po vamberckim rynku trudno do niego nie trafić. Na trzech kondygnacjach prezentuje historię koronki klockowej i prace wybitnych czeskich koronczarek.
Za każdym razem jadę do Vamberku z wielką przyjemnością. Podróż tam to taki dzień, który ładuje moje twórcze akumulatory. Marzy mi się, że kiedyś i u nas w Polsce koronka stanie się bardziej popularna i że pojawi się na naszym rynku wydawniczym jakaś pierwsza rodzima godna uwagi publikacja.