niedziela, 29 listopada 2015

Porządków świątecznych czas zacząć


Czas płynie nieubłaganie. Niedawno pakowałam się na urlop, a tu święta za pasem. Ktoś może powie hola, to jeszcze prawie miesiąc, ja jednak postanowiłam nie zostawiać sprzątania  na ostatnią chwilę.
W ten weekend padło na sprzątanie kuchni i uświadomiłam sobie, że na tym blogu nie pokazywałam jeszcze moich frywolitkowych ząbków. Te ząbki to taka praca, która łączy moje wcześniejsze lata frywolitkowania z tym, co powstało ostatnio. Jest to więc praca przełomowa.


Dlaczego akurat ząbki? Bo chciałam mieć w kuchni coś frywolitkowego, a ząbki właśnie nawiązywały do dekoracji kuchni mojej Babci, które od włczesnego dzieciństwa bardzo mnie intrygowały. Moje powstały w wersji, jakiej nigdy u nikogo nie widziałam. Gotowa koronka została przyszyta do uszytej na wymiar półek tkaniny. Dzięki temu nie potrzebują one dodatkowego mocowania. W sumie jest tego cztery i pół metra błękitno-niebieskego  szczęścia.



Na etapie zamawiania mebli dopilnowałam, aby półki w witrynach były oklejone na biało. 
Wiem, że wiele z was patrzy ze zdumieniem na ten niebieski kolor, bo nie każdy lubi, ale moja kuchnia jest cała w kolorach bolesławieckiej ceramiki i stąd niebieskie ząbki pasują tu jak najbardziej. 
Zastanawiam się, czy przy okazji kolejnego malowania ściany nie staną się popielate, bo na razie to jest jakiś bardzo delikatny błękit.
Kiedyś w planach do tych ząbków był jeszcze lambrekin i obrus, ale na razie ciągle to pozostaje zawieszone w czasie przyszłym. 
Wierzę, że przed  świętami uda mi się pochwalić czymś, co będzie i świąteczne i nowe. Trzymajcie za mnie kciuki.









No a tak szafka wygląda w całej okazałości. Jest jeszcze jedna narożna, ale tam były refleksy w szybie nie do opanowania i postanowiłam ją sobie odpuścić.

I jeszcze dwa słowa w kwestiach technicznych. Ząbki są wykonane z dwóch kolorów bawełnianych nici Cable 5. Wyszło w sumie prawie po 50 g każdego koloru.





czwartek, 12 listopada 2015

Zdążyć przed zimą

Wczoraj dostałam sąsiedzką reprymendę, że blog leży odłogiem i nie wiadomo, co się u mnie dzieje. Kwintesencją wszystkiego może być tytuł ostatniego wpisu i tyle.

Jednak w tym całym zawrocie głowy i permanentnym braku czasu, który towarzyszy mi od dobrych dwóch miesięcy, udało mi się skończyć jedną rozpoczętą wiosną pracę.





Nie widziałam nigdy gotowego szala wykonanego wg wzoru Shetland Ruffles autorstwa Kieran Foley, ale wzór ten zachwycił mnie tak bardzo, że postanowiłam spróbować. Zastosowane przeze mnie kolory nie odbiegają zbytnio od autorskiego pierwowzoru. Miałam w domu szary melanż Drops Delight, który pierwotnie był kupiony na Semele, ale po trzykrotnym rozpoczynaniu pierwszego listka i braku możliwości prucia postanowiłam dać za wygraną i zrobić wymarzoną Semele z innej włóczki, co wyszło wszystkim na dobre: i mnie, i Semele, i szalowi, który widać na zdjęciu obok. Ten szary melanż jest po prostu stworzony do takiego wzoru, zarazem prostego, ale niebanalnego.  


Teraz chodzi za mną, aby do tego szala dorobić czapkę, ale ja przecież żadnej czapki nie popełniłam, nawet wg cudzego wzoru, a tu aż się prosi, żeby zrobić coś "na tę samą melodię". Zanim za to się zabiorę powciągam jeszcze nitki, aby szal był już całkowicie wykończony. Kusiło mnie, żeby zrobić z niego omot, ale jest chyba za szeroki i w takiej wersji nie dałoby się wyeksponować całej jego urody.

Ten szal to prawie 180 cm długości i 60 cm szerokości. Zużyłam na niego po 150 g. Szarego Drops Delight i YarnArt Wool w kolorze fuksji. 














Poniżej wgląd na całość w trakcie blokowania.