sobota, 30 stycznia 2016

Nic prostszego nie da się wydziergać

Dwa lata temu, gdy zaczynałam swoją przygodę z drutami spodobała mi się włóczka o nazwie ETHNO. Nabyłam tego 5 motków i tak sobie czekały na zrobienie czegoś wokół szyi, bo ta ilość (250g) na nic innego nie wystarczy. Nawet sobie o czymś większym pomyślałam, ale okazało się, że włóczka owa odeszła już do lamusa i nie jest produkowana. Przy tej to okazji uświadomiłam sobie, że nie należy robić nadmiernych zapasów włóczkowych, bo potem może się okazać, że nie wiadomo, co z nimi począć. Tak więc świadomość jest, ale niechętnie jestem aż taką włóczkową pragmatyczką i od czasu do czasu ponosi mnie zakupowa fantazja. Pewnie łączycie się ze mną w tej fantazji i macie zachomikowany niejeden moteczek, co?

Styczeń dał mi w kość i mogłam sobie pozwolić tylko na niewielką i nieabsorbującą robótkę, dlatego też padło na ową włóczkę z której nie ma co robić skomplikowanych wzorów i tak powstaje sobie szalik, a może zamot, bo raczej skłaniam się w kierunku tego drugiego. Mam już wyrobione trzy kłębki, a teraz zabieram się za czapkę. To, co zostanie z pozostałych dwóch motków zostanie wrobione do szalika.

Dzisiaj zastanawiałam się, czy z tego kompletu będzie tej zimy jeszcze jakiś pożytek, bo dzisiaj pogoda była raczej wiosenna. Ciepło i słonecznie, aż miło i można ładować akumulatory. To słońce bardzo się spodobało mojej kocicy i tylko przemieszczała się wraz ze słonecznymi łatami wędrującymi po podłodze. 
Ja poproszę aby w lutym wszystkie weekendy były takie słoneczne, a wówczas będzie szansa, że w tym krótkim miesiącu sporo zdziałam.

Spisałam sobie listę najbliższych planów dziewiarskich i jest na niej 14 pozycji, w tym dwie prace do dokończenia. Powinnam sobie zrobić jeszcze taką listę frywolitkową i patchworkową, a wówczas doszłabym do wniosku, że jestem kompletnie niewydajna. Nie będę jednak tak myśleć, bo w końcu robótkuję wyłącznie dla przyjemności i relaksu :)

piątek, 1 stycznia 2016

W kolorach noworocznej jutrzenki

Od dłuższego czasu w pudełeczku leżała bransoletka, której do szczęścia brakowało jedynie wszycia koralików. Przyznać trzeba, że nie mam wielkiego doświadczenia w tym temacie, więc zabierałam się do tego niemrawo. Mam w domu co najmniej kilka rozpoczętych przedsięwzięć robótkowych, takich mniejszych i większych prac , i frywolitkowych, i na drutach, i hafciarskich, i koronką klockową, ale nie jestem naiwna i nie obiecuję sobie, że teraz oto po kolei wszystkie skończę, niemniej jednak chciałabym sukcesywnie ograniczyć ich liczbę.
Zaczęłam od tej oto frywolitkowej bransoletki, bo do jej skończenia tak naprawdę potrzeba było niewiele czasu i oto jest. Kiedyś ten wzór pokazała mi Iza Gębarowska i myślę, że popełnię jeszcze coś tym wzorem. Praca została wykonana z nitki Lisbeth 20 w kolorze nr 137. Może teraz pora na jakieś niewielkie kolczyki?

Wszystkim czytelnikom życzę wspaniałych 366 dni w tym nowym 2016 roku, aby przyniósł Wam dużo zdrowia, kreatywnych pomysłów oraz dobrej organizacji czasu, bo z tym ostatnim to często bywa najgorzej. Wszystkiego dobrego i pogody, co to pomaga "ładować akumulatory" bo wtedy chce się tworzyć.