Okres Wielkanocny powoli dobiega końca. Co prawda na święta nie zdążyłam, ale też nie starałam się za bardzo o to, żeby skończyć, ale teraz oto jest. Jajko z koronki klockowej, które miało raczej służyć przećwiczeniu ściegów, zajęło mi sporo czasu, a konkretnie brzeg toczył się niemrawo, bo sam środek to już poszedł bardzo szybko i nawet liście nie były mi straszne. Zastanawiam się, czy jajo oprawić w ramkę, czy też powiesić sobie w przyszłym roku w oknie. Jak myślicie?
Ilość liści we wzorze jest wyzwaniem, ale ja mam w tyle głowy inny wzór, do którego od jakiegoś czasu się przymierzam, więc trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.
Przy okazji robienia pajączków testowałam przechodzenie kolorów. Wszystko wyszło tak, jak sobie zaplanowałam.
Nawijając klocki przypomniałam sobie o posiadaniu takiego oto wieszaczka. Przetarłam, pokleiłam i oto jest. Chyba na trwale wpisze się w posiadane akcesoria pomocne przy robieniu koronki klockowej.
Uchylę rąbka tajemnicy, przed chwilą skroiłam pokrowiec na klocki, liczę że w przyszłym tygodniu wena mnie nie opuści i niedługo będę mogła go zaprezentować.
Oprócz robótek oczywiście kręciłam się trochę po okolicy i próbowałam oddychać pełną piersią, ale dzisiaj było wyjątkowo chłodno i chyba przez najbliższe dni nic się w tej materii nie zmieni. W takim układzie nie pozostaje nic innego, jak palić w piecu i robótkować.