Pod koniec długiego majowego weekendu zabrałam się za kończenie mojej pierwszej patchworkowej kołderki. Plan dwóch ostatnich wzorów, które miałam wypikować miałam już gdzieś w głowie poukładany, tylko czas, czas, magiczne słowo które w tym roku powtarzam częściej niż zwykle. Po pomalowaniu kuchni znalazłam dzień na igraszki z maszyną i trzeba było jeszcze całość wyprać, przyciąć i oblamować. Lamowanie podziałało na mnie jak narkotyk, jak już zaczęłam obszywać ręcznie drugą stronę, to już nie mogłam oderwać się od igły. Było to dodatkowo przyjemne ze względu na ziąb za oknem, a tu siedział sobie człowiek wygodnie pracując nad ostatnim szlifem rozpoczętego rok wcześniej projektu, który nie tylko dawał satysfakcję oczom, ale również ciepło kolanom.
Na ogół ograniczam ilość zdjęć w postach, ale tym razem zaszaleję. Nie będę już wracać do tych historycznych, które już tu kiedyś pokazywałam wspominając o powstającym patchworku, ale pokażę więcej, niż zazwyczaj zdjęć gotowej pracy. Projekt pikowania nawiązuje do układu wzorów na tkaninie. Naturalne wykorzystanie kratki, a na innym wzorze fala wokół elementów okrągłych. Największym dylematem było wypikowanie pól z różanymi bukietami. Sześciobok z różami jest raportem tkaniny o takim wzorze. Bukiety występują w dwóch wariantach.
Przyznam szczerze, że pikowanie kołderki 150x200 cm na maszynie domowej jest wyzwaniem. W czasie pracy nasunęło mi się sporo przemyśleń warsztatowych. Na pewno wykorzystam je przy kolejnych większych projektach.
Kołderka została uszyta z przeznaczeniem na łóżko ogrodowe, ale w pokoju też dobrze się prezentuje.
Wzory liści, kółek i ten na brzegu były nanoszone na tkaninę przed pikowaniem. Nie mam aż tak pewnej ręki, aby pikować coś takiego z głowy. Pikowanie z wolnej ręki, jako zajęcie, które wymaga całkowitego oderwania się od rzeczywistości bardzo mi się podoba.
Myślę, że dobrze, gdy kołderki występują w parach, dlatego nie wykluczam uszycia drugiej, w podobnej kolorystyce, ale bardziej stonowaną wzorniczo.