Rzadko kiedy dostaję jakiś prezent, który jest rękodziełem. Zarówno rodzina, jak i znajomi doszli pewnie do wniosku, że w sumie to prawie wszystko umiem sama zrobić.
Tymczasem moja koleżanka, z którą lat temu całkiem sporo dzieliłam pokój w akademiku obdarowała mnie haftowaną serweteczką przywiezioną z Dubrownika. Z tej radości aż chciałam wybrać się do Chorwacji, gdzie nigdy nie byłam, ale póki co nie udało się ... na razie odpoczywam w domu.
Przy okazji wyciągnęłam różne magazyny z haftem krzyżykowym i powspominałam się jakie były początki mojej rękodzielniczej pasji, a wszystko zaczęło się właśnie od haftowania. Muszę Wam pokazać dwie rzeczy które haftowałam jeszcze nie jako nastolatka. Nie są zbyt piękne, ale są dowodem mojej wytrwałości w wieku powiedziałabym dość wczesnym.
Na zdjęciu uchwyciłam początek firaneczki, która ma niewinną szerokość 30 cm, ale ma być wysoka na 190 cm, a w skład kompletu będą wchodzić dwie takie sztuki. Efekt zobaczycie nieprędko, bo nie zamierzam siedzieć nad tym godzinami i postanowiłam sobie, że dziennie będzie powstawać maksymalnie 10 rzędów. Mój kręgosłup źle znosi długie godziny siedzenia. Nie chcę też traktować robótek zadaniowo, wszak robię to wszystko dla przyjemności.
Tydzień temu w niedzielę byłam na kolejnej edycji festiwalu Etnomania, ale pomimo iż miałam aparat, to nie chciało mi się robić zdjęć. Chłonęłam to, co widziałam i przyznam szczerze, że ludzie tworzą wspaniałe rzeczy. Miło mi też było spotkać na tym festiwalu znajomych, a grono tych robótkujących z roku na rok powiększa się. Etnomania to też miejsce na fantastyczny piknik rodzinny. Organizatorzy rozkładali kocyki, aby rodziny z dziećmi mogły się porozkładać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drodzy Czytelnicy, miło mi będzie, jeżeli po lekturze tego posta napiszecie tu parę słów komentarza. Komentarze zawierające treści reklamowe i linki do blogów, sklepów itp będą jednak usuwane. W przypadku starszych postów komentarze są moderowane i pojawią się dopiero po zatwierdzeniu. Proszę o cierpliwość.