Wierzch do kołderki o której pisałam w poprzednim poście jest już uszyty. Nie będę się tutaj samym wierzchem chwalić. Poczekam, aż prace nad kołderką będą cokolwiek bardziej zaawansowane. Teraz czas na zrobienie kanapki. Osoby szyjące patchworki wiedzą, że to nic z kulinariów, a mozolne złożenie trzech warstw pracy i dokładne pospinanie. Choć nie ma to nic wspólnego z jedzeniem, to prace te będą przebiegać na podłodze w kuchni i bardzo się cieszę, że jest tam dość przestrzeni do rozpostarcia całej pracy.
W przerwie tych prac usiadłam do maszyny i uszyłam małą torebeczkę, która jest przeznaczona na telefon i drobne akcesoria, które chcę mieć przy sobie w czasie krótkich przejażdżek rowerowych i spacerów. Odkąd korzystam z telefonu komórkowego jego rozmiar najpierw ewoluował do coraz mniejszego, a teraz w erze smartfonów czasem trudno jest go zmieścić w kieszeni. Ot taki znak czasów.
Torebka na przodzie ma kieszonkę na zamek błyskawiczny wszyty na styku dwóch tkanin. W środek dałam podszewkę z seledynowego batystu. Praca została usztywniona specjalną gąbką do torebek grubości jakieś 2 mm, którą całe wieki temu kupiłam w sklepie z tkaninami na Uranowej w Warszawie, ale już potem nigdy z czymś takim się nie spotkałam. Gąbka obleczona dwustronnie jakąś dzianiną do usztywniania torebek jest po prostu genialna. Mam jej jeszcze na jakieś 2-3 torebki.
W tym roku podobnie jak w poprzednich latach wybieram się do Fulneku na wystawę patchworków. Postanowiłam zawczasu przygotować się do wizyty na części handlowej tego wydażenia i robię remanent moich pomysłów, projektów i potrzeb patchworkowych, aby do weekendu lista zakupów była gotowa. Jest szansa, że nie będzie to ostatnia wystawa rękodzielnicza, jaką obejrzę w czerwcu tego roku, ale nie będę aż tak uprzedzać faktów. Każdy z takich wyjazdów to nie tylko wrażenia artystyczne, ale również towarzyskie. Nie mogę się już doczekać.
Tymczasem cieszę się tą chłodną i pochmurną niedzielą. Siedzę i patrzę na czereśnię mojej sąsiadki, która jest objadana przez ptactwo wszelakie i chyba nie będzie tym czereśniom dane dojrzeć. A gdy tak patrzę na tą czereśnię chodzą mi po głowie kolejne letnie projekty.
Urocza i wyglada tak jakos znajomo.Taka torebunia i na wyjazdach sie przyda.Chyba wiem gdzie sie wybierasz.
OdpowiedzUsuńTak, tak znajomo. Jest zrobiona z resztek pasów tkaniny pociętych na pokrowiec. Chodziła za mną taka torebka i tak zajrzałam do szufladki, gdzie te resztki leżały i pomyślałam, że będzie bardzo radosna :) Jestem z niej zadowolona, ale chyba zrobię jeszcze jedną bardziej stonowaną.
UsuńŚliczna torebunia, piękne folkowe klimaty. A u mnie na tapecie w podobnych wymiarach, ale szydełkowa. Pozdrawiam serdecznie i udanych wojaży życzę :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Te tkaniny bardzo mi się podobają i na pewno będę je jeszcze eksploatować. Czekam z niecierpliwością na Twoją szydełkową, może mój post Cię zmobilizuje :)
UsuńŚwietna torebka! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńŚliczniutka🤩👏
OdpowiedzUsuńDziękuję! W ubiegłym roku uszyłam dwie podobne, tyle że z innej tkaniny.
Usuń