W listopadzie ubiegłego roku zobaczyłam pracę LadyInYarn i nie mogłam spać spokojnie. Zapragnęłam nauczyć się splotu brioszkowego. Już wówczas nabyłam włóczkę na szalik, ale nadmiar zdarzeń i wrażeń nie zachęcał do nauki. Włóczka nabrała mocy urzędowej i gdy Intensywnie Kreatywna opublikowała pierwsze odcinki kursu brioszki, wyciągnęłam włóczkę z kartonu - magazynku. Zrobiłam próbkę i przekonałam się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Z rozpoczęciem szalika chyba trochę poczekam, bo teraz w planach dzianiny, które mają szansę sprawdzić się w tej cieplejszej i przyjemniejszej połowie roku. Brioszka bardzo mi się podoba i być może powstanie nie tylko szalik, ale również czapka, a przynajmniej do zrobienia jej namawiała mnie dzisiaj moja Bratowa. Ale właściwie, to zamierzam zrobić sobie przerwę w drutowaniu i zrobienia czegoś czółenkiem.
W następnym wpisie zaprezentuję Wam chustę, która właśnie zdobi podłogę w moim pokoju dziennym. To zdjęcie nie oddaje urody zieleni i turkusu, ale chyba ma szansę stać się wiosenną faworytą. Może przy okazji fotografowania w całości kolory będą wierniejsze.
Dzisiaj przeglądałam szmatki i łatki. W ręku zostały mi dwa zestawy, które ciągną mnie w kierunku maszyny. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Coś mi się wydaje, że nawet gdyby doba miała 48 godzin, to i tak byłoby za mało.