Prace uczestniczek kursu |
Ostatnio jakoś nie jest mi po drodze z systematycznym pisaniem postów. Nie znaczy to, że nic u mnie się nie dzieje. Właśnie dzieje się chyba zbyt dużo, ale niekoniecznie robótkowego. W połowie lipca byłam na kursie farbowania tkanin w Szkole Patchworku Anny Sławińskiej, który prowadziła Marzena Krzewicka. Wcześniej nigdy samodzielnie niczego nie farbowałam, więc wszystko, co widziałam było dla mnie nowe i odkrywcze. Na moich oczach powstało wiele ciekawych kuponów farbowanych tkanin, bo każda z uczestniczek miała możliwość zrobienia ich w kilku różnych technikach.
Niesamowite było dla mnie farbowanie przy pomocy kostek lodu. Efekt mojej pracy mogłam zobaczyć dopiero w domu, Podobnie, jak efekt poniższej spirali. Trzeba będzie przećwiczyć tą technikę farbowania, raz, żeby poeksperymentować, a dwa dojść do wprawy i zapanować nad warsztatem.
Ten kupon być może stanie się punktem centralnym jakiegoś quiltu, albo uszyję z niego coś niewielkiego z ciekawym pikowaniem?
Tego cosia przeznaczę chyba na jakieś małe elementy?
O tym ktoś powiedział, że wygląda jak szmata do podłogi. W sumie trudno się nie zgodzić, ale myślę, że może być ciekawym tłem do obrazka w technice koronki klockowej.
I na koniec farbowanie słońcem. Ciekawe efekty uzyskiwane z użyciem różnych szablonów, W ten sposób można tworzyć gotowe bloczki.
Wiedza na temat farbowania tkanin być może przyda mi się również przy farbowaniu nici.
Do tego zajęcia dobrze jest mieć przestrzeń, którą można zachlapać i zabrudzić nie przejmując się konsekwencjami. Mowa tu o kawałku trawnika.
Gdy tak kompletnie nie miałam czasu na pisanie, w czasie jednego z moich wojaży trafiłam do patchworkowego raju. Sklepik patchworkowy w Azji, gdzie można kupić tkaniny i akcesoria praktycznie z całego świata, w tym sporo tkanin z Japonii, a ceny, ... no cóż, ceny często kosmiczne, ale popatrzeć i pomacać można. Jeżeli ma się jakiś ważny projekt, to można coś do tego projektu kupić, ale generalnie jest drożej niż u nas o 50-70%.
W Polsce nigdy nie byłam w takim sklepie, bo blisko mnie po prostu takiego nie ma.
Dzisiejsza deszczowa niedziela zmusiła mnie do pozostania w domu, stąd też postanowiłam nadrobić zaległości blogowe. Generalnie staram się nie siedzieć zbyt wiele przy robótkach, bo i tak wystarczy, że mam siedzącą pracę. Ale jak tu nie siedzieć, skoro w głowie mnóstwo pomysłów i ciągnie mnie do wielu technik. Poszczególne techniki wkradają się do mojej duszy falami, a potem jak to fale odpływają, aby wraz z inną falą przyszła ochota na coś odmiennego. Widzieliście we wpisach na blogu bardzo różne rzeczy, łącznie z wyplataniem koszyków i myślę, że każda z tych technik ma tu szansę zagościć ponownie.
Ostatnio padło na patchwork i maszyna do szycia jest stałą towarzyszką moich wieczorów. Nawet jej nie składam, dobrze, że mam takie miejsce gdzie miesiącami stoi i nie przeszkadza. Aktualnie pracuję nad moim różanym ogrodem, o którym wspominałam już wcześniej, ale na razie nic nowego oprócz śmietnika w pracowni nie pokażę. Przy tych pracach tak się rozpędziłam, że będą dwa różane ogrody. Jeden wyrazisty i jeden bardziej stonowany. Będą różnej wielkości i otrzymają różne wypełnienia. Nigdy nie szyłam, ani nie pikowałam tak wielkich prac, więc trzymajcie za mnie kciuki.
Uwielbiam róże i różowy kolor, a po ścinkach już jestem pewna, że będzie coś pięknego!
OdpowiedzUsuńFarbowanie tkanin wyszło super, szczególnie mi się podoba ten kawałek z listkami. To wielka frajda móc poznawać nowe techniki, mnie też się marzą ale co z tego wyjdzie czas pokaże :)