Zrobiłam podsumowanie i doszłam do wniosku, że do Bobowej przyjeżdżam już od czternastu lat. Pierwszy raz pojawiłam się tu na początku lata w 2003 roku i od tego czasu na więcej festiwalach byłam, niż mnie nie było.
W tym roku, wprawdzie po ciemku, ale miałam okazję zobaczyć piękny mural autorstwa NeSpoon. Ostatni raz gdy tędy przechodziłam ciągle stał szkaradny drewniany dom, który straszył swoimi opuszczonymi oczodołami okien i nic przez lata nie zapowiadało, że może on zniknąć z krajobrazu, a tu proszę, taka zmiana, zielony trawnik i ozdobiona
koronkowym muralem ściana budynku lokalnego centrum kultury. Przy okazji festiwalu odbywa się konkurs na najpiękniejszą koronkę. Prawda jest taka, że sam konkurs jest o kilka lat starszy, niż sam festiwal. Dużych prac było trochę mniej, za to więcej ozdób i biżuterii. Na wystawie od kilku lat nie widać już prac nestorek grupy lokalnych koronczarek, ale za to coraz więcej prac z całej Polski, co jest takim małym jak na razie światełkiem, nadzieją, że ta koronka nie wymrze śmiercią naturalną i ktoś ją nadal będzie chciał robić.
Przyjeżdżając na festiwal zawsze z zainteresowaniem oglądam pokazy mody towarzyszące tej imprezie. Niezmiennie można liczyć na pokaz mody projektantek z Czech. Tak było i w tym roku. Ivana Domanjová i Dana Mašková zaprezentowały swoje dokonania, a ja ubolewałam, że mam mały aparacik z równie małym obiektywem, bo z daleka niewiele było widać. W przyszłym roku, o ile dane mi będzie pojechać, nie popełnię tego błędu! Wezmę mój największy tele.
Festiwal bodaj po raz pierwszy gościł koronczarki z Indii Nelindę i Carol da Silva. Panie od razu wystąpiły z pokazem mody. Była to stonowana klasyka w bardzo dobrym guście. Wyjątkiem od klasyki był ostatni biały strój, który nawiązywał do tradycyjnej mody indyjskiej.
Obok widzicie stoisko koronczarek reprezentujących słowackie Krakovany. Kiedyś dawno temu w Preszowie zachwycałam się bogactwem ornamentów na ich strojach ludowych, a tym razem miałam trochę czasu, aby przyjrzeć się temu z bliska.
Bardzo mi się też spodobały serwetki, których autorką jest Helena Drestová. Projekty przypominają te bobowskie, bo to w końcu koronka słowiańska, ale te są bardziej dopracowane pod względem artystycznym i już samych schematów, i nie wykluczam, że po któryś z nich sięgnę.
Pozwolicie, że nie będę się rozpisywać o innych stoiskach, a były koronczarki z Czech, Belgii, Holandii, Indii, Włoch, Francji
i oczywiście Polski i to nawet całe trzy stoiska, które można właściwie liczyć jako cztery.
Przy okazji tej relacji chciałabym opowiedzieć w skrócie o dwóch wystawach, które odbyły się jako imprezy towarzyszące festiwalowi. Pierwszą, o której chciałam napisać, to wystawia "Śląsk w koronce" dla której prac i zbiorów swoje podwoje otworzył jeden z najlepiej zachowanych renesansowych dworów obronnych w Polsce, czyli dwór w Jeżowie.
Wystawa powstała dzięki patronatowi Domu Kultury Katowice Południe pod troskliwym okiem pani Małgorzaty Połubok. Wystawa cały czas się tworzy i rozwija i ma za zadanie odtworzenie koronczarskiego dziedzictwa Górnego Śląska, a jednocześnie prezentuje elementy śląskiego stroju ludowejo, stare fotografie, zbiór prac wykonanych techniką koronki klockowej przedstawiających znane budynki i budowle Górnego Śląska.
Jest szansa, że i ja do tej wystawy swą koronkową cegiełkę dołożę, bo jak na razie to tylko wtrącałam swoje trzy grosze. Wystawa ta jest trzecią polską wystawą o której wiem, która towarzyszyła festiwalowi w czasie jego osiemnastoletniej historii.
Przygotowania do wernisażu były jednocześnie okazją do miłych rozmów i spotkań. Mało brakowało, a sala w dworze okazałaby się za mała, aby pomieścić wszystkich gości wernisażu.
W pierwszym rzędzie zasiadły wszystkie nauczycielki pani Małgorzaty Połubok, to najbardziej krytyczna widownia.
Wernisaż, to nie tylko odczyt opiekunki artystycznej, ale również chodząca w tle Basia wieszająca pranie, odziana w bieliźnie sprzed stu lat. To również siedząca w tle Michalina ubrana w śląski strój ludowy. Niektórzy myśleli, że to manekin i szmer przeszedł po sali, gdy Michasia zamrugała oczami ...
Na koniec zaprezentowały się autorki prac, które mogły w tym czasie przyjechać do Bobowej. Wszystkie są członkiniami Śląskiego Koła Koronki Klockowej.
Drugą z wystaw zorganizowała i otworzyła Jana Frajkorová. Wystawa prezentowała historię koronki w okolicach Preszowa, która jest tam znana jako soľnobanská čipka, czyli koronka, której tradycja wyrosła wokół kopalni soli. Jest to kolejna wystawa, którą zaprezentowała nam przy okazji festiwalu Jana Frajkorová. Jeśli o mnie chodzi, jest ona wielką osobowością twórczą i widać to w tym co tworzy. Śledzę jej prace nie tylko przy okazji festiwalu, ale również od niedawna w mediach społecznościowych i nieustannie podziwiam!
Na koniec tej relacji dodam jeszcze tylko, że festiwal w tym roku odbył się na początku września (7-10 IX),
a nie jak dotąd na początku października. Ku zadowoleniu wszystkich pogoda dopisała.
Małgosiu, świetna relacja z Festiwalu uwieczniona także w kadrze. Twój wkład w wystawie jest także znaczący dzięki uchwycone przez Ciebie chwilom.
OdpowiedzUsuńMój wkład dokumentacyjny to kropla w morzu waszej pracy:)
UsuńAż chciałoby się powiedzieć "i ja tam byłam......."Piękna relacja.
OdpowiedzUsuńSpokojnie możesz tak powiedzieć, bo i ciałem, i duchem twórczym, i dziełami rozmaitymi.
UsuńPrzepraszam, ale chyba się Pani pomyliła, że w 2013 roku. A relacja piękna a prace przecudowne.
OdpowiedzUsuńPani Grazyno sluszna uwaga, już poprawiłam. Ma być oczywiście 2003. Dziękuję za miłe słowa.
UsuńPięknie opisałaś Festiwal Bobowski wraz z wystawami. Zdjęcia masz tak profesjonalne, teraz tylko siedzę i wspominam wszystkie prace :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Cieszę się że mój mały aparacik się spisał, no i że zdjęcia podobają się i tym, co na zdjęciach i tym co oglądają :)
Usuń