No i skusiłam się. Wszyscy dookoła robią letnią serwetkę Renulka , więc zaczęłam i ja. Wczoraj na spotkaniu robótkowym nawinęłam czółenka, machnęłam dwa okrążenia i zaczęłam trzecie. Chyba jak na ten weekend starczy, ale myślę, że w ciągu tygodnia pociągnę dalej. Wzór robi się bardzo szybko i chyba będzie z tego elegancka podkładka pod kubek.
Od jakiegoś czasu chodzę i gadam o tym, jak podobają mi się patchworki. W lutym bodajże popełniłam jedną patchworkową serwetkę i tyle. Ale patchworki naprawdę mi się podobają, co z tego, że milion innych rzeczy też mi się podoba, ale doba ma tylko 24 godziny, a ja czasem mam wrażenie, że pracuję więcej niż na jednym etacie, więc czasu na robótki nie ma zbyt wiele.
Tak się jednak złożyło, że zapisałam się na spotkanie w realu grupy "Śląskie szyje". Spotkanie było tak blisko mnie, że gdyby nie maszyna i reszta szpeju, to mogłabym pojechać na rowerze, ale że trochę ze sobą trzeba było jednak zabrać, to niestety, trzeba było zapakować autko.
Przygotowania rozpoczęłam już w czwartek dekatyzowaniem tkanin. Zbierałam je od jakiegoś czasu w ramach projektu "patchworkowa torba" i osiągnęłam moment, kiedy trzeba było dostosować projekt do tego co się ma. Występujące w oryginalnym projekcie róże zastąpiłam zieleniami i przystąpiłam do mozolnego etapu pocięcia dwunastu rodzajów tkanin na bodajże 150 kawałków i kawałeczków.
Moja asystentka Kicia trzymała na wszystko oko i pilnowała, aby żaden z paseczków tkanin nie zagubił się w mojej przestronnej kuchni.
Przy okazji krojenia doskonale sprawdziły się zarówno nóż obrotowy, jaki i mata do cięcia.
Wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek upłynął na dopracowywaniu projektu.
Rano o dziewiątej wszystko było gotowe do spakowania na zajęcia.
Bałam się zszywania tych dziesiątków małych skrawków, ale na obecny moment jestem zadowolona z efektów, chociaż udało mi się zszyć niewiele ponad połowę.
Ale najważniejsze jest to, że poznałam dzisiaj inne fascynatki szycia i mam nadzieję, że nie było to nasze ostatnie spotkanie. Dzięki wam miłe Panie za wsparcie!
Na efekt końcowy moich dzisiejszych zmagań z maszyną trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Frywolitka śliczna, ja jestem na razie na etapie nauki, więc tym bardziej podziwiam.
OdpowiedzUsuńSzacunek także za wytrwałość przy patchworku. Zapowiada się bardzo ładnie :-)
Dziękuję. Frywolitka naprawdę nie jest trudna. Gorąco zachęcam. Krojenie szmatek zaczęłam wczoraj, więc na dzień dzisiejszy postępy są jak dla mnie zadowalające.
Usuńjak znam troszkę to wytrwała jest i pewnie praca znów uniemożliwi mi zamknięcie ust ze zdziwienia :)
OdpowiedzUsuńChyba za bardzo we mnie wierzysz
OdpowiedzUsuńMAGDA Ja widziałam na żywo :D :D :D Wygląda po prostu super i nieziemsko się zapowiada ! Aczkolwiek jestem pełna podziwu, bo mnie by chyba coś trafiło przy cięciu i mozolnym zszywaniu...
OdpowiedzUsuńFrywolitka - pierwszy raz widzę coś takiego, ale wygląda świetnie.
OdpowiedzUsuńRównież lubię patchworki. Jeszcze nic nie zdziałałam, ale mam ochotę uszyć taki pokrowiec na maszynę. Twój wygląda bardzo ciekawie. :)
To mój pierwszy prawdziwy patchwork, ale w wydaniu mini, bo to będzie torebka. Jeżeli chodzi o frywolitkę, to często gości na moim blogu. Zachęcam do spróbowania. Można nauczyć się z internetu, ale najlepiej, aby ktoś w realu pokazał. Bardzo fajnie wygląda biżuteria wykonana tą techniką.
UsuńOj... i kusisz strasznie... A przecież wiesz co mi się marzy... ;) Twoje szmateczki-kawałeczki wyglądają pięknie połączone ze sobą... I jak znam życie całość powali mnie na kolana... Czekam na dalszy ciąg projektu :) :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Muszę sobie zrobić przerwę, więc trochę musisz poczekać, zanim zobaczysz efekt końcowy :)
Usuń