Kto choć raz był w moim domu na pewno widział moją kuchnię i doskonale wie, że ceramika bolesławiecka tworzy jej klimat. Ze względu na ten charakterystyczny kolor indygo nie wszystkim się podoba, no ale cóż zrobić, gdyby wszystko podobało się wszystkim, to chyba nie byłoby takiej różnorodności. W każdym razie domieszka indygo mnie się podoba i kojarzy mi się z wyrazistymi kolorami Meksyku, w którym nigdy nie byłam, ale przynajmniej takie mam o tym miejscu wyobrażenie. Od kiedy skończyłam urządzać moją kuchnię, a było to lat temu cztery, marzyłam o zobaczeniu na żywo święta ceramiki w Bolesławcu. Przez trzy poprzednie lata to się w żaden sposób składało, ale rok temu wpisałam w kalendarz i na szczęście tym razem nic nie stanęło na przeszkodzie.
Na bolesławieckim rynku w ostatni weekend stoisk stanęło bez liku i można było nie tylko zobaczyć ceramikę, ale również odwiedzić pchli targ i spróbować różnorakich specjałów. Moja silna grupa turystyczna odwiedziła to miejsce w ostatni dzień festiwalu, ale przez ostatni tydzień działo się tutaj, oj działo. Nie będę się jednak rozpisywać o tym czego nie widziałam, a dowiedziałam się poniewczasie, dlatego też myślę sobie, aby przy okazji kolejnego festiwalu zmontować jakiś dłuższy wyjazd.
Może mogłabym załapać się wówczas na jakieś warsztaty, bo choć miałam okazję próbować w swoim życiu zabaw z gliną, ale były to jeszcze próby i mało odważne i mało zaawansowane. A tu tymczasem i można było spróbować jak to się zamienia glinę w kształtne naczynia, jak również przyjrzeć się pracy zawodowych garncarzy.
Oczywiście nie mogłam przejść obojętnie obok tych wszystkich kramików, które oferowały setki wzorów naczyń. W sposób naturalny mój stan posiadania takowych powiększył się, ale po powrocie do domu nie żałuję żadnej decyzji zakupowej.
Odkąd interesuję się ceramiką bolesławiecką widzę jak tworzone są nowe, coraz bardziej wymyślne dekoracje.
Oprócz lokalnych były również firmy z innych miejsc w Polsce. Na zdjęciu obok wyroby jednej z łódzkich pracowni ceramicznych, które były w stanie zaspokoić wyrafinowane współczesne gusty. Ja obok tego stoiska również nie mogłam przejść obojętnie.
Ten weekend to nie tylko ceramika, ale również seria spotkań towarzyskich z pięcioma pasjonatkami tworzenia: Irenką, Olą, Agnieszką, Asią i Wiesią, którą zaledwie wczoraj poznałam osobiście. Wyjazd weekendowy poprzedziło spotkanie z Agnieszką i Kasią i przy tak doładowanych akumulatorach chciałoby się usiąść i tworzyć, tworzyć, tworzyć, a tymczasem trzeba wrócić do rzeczywistości zawodowej, a apetyt na robótki dopasować do możliwości czasowych, które w najbliższym czasie będą mocno ograniczone.
Fajna wyprawa w świetnym gronie :) Aga to pewnie na łupy poluje :D
OdpowiedzUsuńNo i upolowała żołądka i nie tylko, pewnie już się pochwaliła. Ja trochę zapóźniona jestem bo tydzień nie miałam dostępu do netu.
UsuńPierwsza myśl,to szkoda, że mnie tam nie było- druga to dobrze, że mnie tam nie było :) mam fioła na punkcie ceramiki i pewnie pół wypłaty by zostało, a tu trzeba dziewczyny do szkoły wysłać:)
OdpowiedzUsuńWarto zaplanować taką wyprawę i zgromadzić odpowiednie fundusze. Ja dopiero teraz będę mogła nacieszyć się zdobyczami, bo tydzień byłam w delegacji
UsuńŚwietny wyjazd - zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńSylwuś, ja cztery lata się na to wybierałam i chętnie wybiorę się raz jeszcze, nawet na kilka dni, może dotrzymasz mi towarzystwa. Ola na pewno się ucieszy.
Usuń