Gdy w sierpniu ubiegłego roku miałam w ręku wykonane z rogu i inkrustowane masą perłową czółenko, miałam wrażenie, że trzymam w ręku klejnot.
Z jednej strony wyglądało na bardzo ergonomiczne, a z drugiej chciało się go powiesić na szyi jako ozdobę.
Z jednej strony wyglądało na bardzo ergonomiczne, a z drugiej chciało się go powiesić na szyi jako ozdobę.
Jedno z takich czółenek znalazłam w ostatnie święta pod choinką. Moja radość nie zna granic. Mała rzecz, a cieszy.
Pierwsze próby dziergania tym cudem wypadły bardzo pozytywnie. Oczywiście jest ono dla osób, które lubią czółenka z czubkiem. Mam nadzieję, że nie będę musiała zbyt często tego czubka używać. Chwilowo jednak prace czółenkowe rzuciłam w kąt i dziergam na szydełku, ale frywolitka chyba nie będzie musiała na mnie zbyt długo czekać.
Piękne:)
OdpowiedzUsuńNiczym skarb :)
OdpowiedzUsuńDla mnie jest to skarb!
UsuńWow, masz racje piękne jak najdroższa biżuteria. Cuda. Zazdroszczę, ale tak na pozytywnie. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie gadżety - przepraszam, niezbędne absolutnie przybory. Piękne czółenko!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne!!! Też bym chyba na szyi powiesiła ;)
OdpowiedzUsuńCudowne i bardzo eleganckie. Ja przez pierwsze dni bym je tylko oglądała i głaskała, by nacieszyć oko. Praca nim to dopiero dużo później.
OdpowiedzUsuńAle klejnociki :)
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio w szydełko wsiąkłam, ale frywolitka wróci. Zawsze wraca ;)
Dziękuję Wam za miłe komentarze :)
OdpowiedzUsuń