sobota, 29 sierpnia 2015

Mimozami, jesień się zaczyna ...

























Tak kiedyś śpiewał Czesław Niemen i pewnie w głowach wielu z nas ta melodia gości sobie czasem. Przez lata całe nie rozumiałam skąd te mimozy i o co chodzi, aż tu ktoś mnie uświadomił, że w pewnych częściach Polski mimozami nazywane są nawłocie kanadyjskie. W mojej okolicy w ostatnich dwudziestu latach rozpleniły się niesamowicie i ... kwitną już od dwóch tygodni złocąc łąki swoimi wiechami, a szerokie piramidy drobnych koszyczków kołyszą się przy każdym powiewie wiatru. Ich kwitnienie zapowiada nieuchronne nadejście tej chłodniejszej i ciemniejszej pory roku. Gdyby ktoś chciał się upomnieć, że naszym rodzimym symbolem zbliżającej się jesieni jest kwitnący wrzos, to spieszę Was zapewnić, że on też już kwitnie. Pora rozpocząć robótkowe przygotowania na ten chłodniejszy sezon.

W moich dzianinach prezentowanych tutaj w poprzednim poście w zasadzie postępów brak, a ja tymczasem robię próbkę do swetra. Docelowo nie będzie robiony na drutach, jak na zdjęciu, chociaż nie będę się zarzekać, ale na potrzeby tej próbki wyciągnęłam stare poczciwe długie druty, które okazują się posiadać całkiem ostre końce, ale że w tym tysiącleciu robiłam wyłącznie na drutach z żyłką, ewentualnie pończoszniczych, to te obijają mi się wszędzie po prostu strasznie!

Co myślicie o swetrze w kolorze jak na załączonym zdjęciu? Włóczka jest czystą wełną i to bardzo cienką: 600m/100g, dlatego postanowiłam  dziergać z podwójnej nitki.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Dziewiarskie przydasie - robótkowe innowacje

Tak jak kiedyś poszukiwałam idealnych drutów (idealnych dla mnie oczywiście), tak teraz eksperymentuję z różnymi markerami. Ostatnio padło na O-ringi, czyli małe gumowe uszczelki. Nie wiedziałam nawet, że mogą być inne, niż czarne, a tu proszę w pięknym kolorze zielonego jabłuszka. Nie są bardzo sztywne, nie ślizgają się za bardzo po drucie, jednym słowem jak na razie idealne. Do ich zalet należy dopisać przystępną cenę.

Drugim moim pomysłem na wykorzystanie tego, co może jest w domu, jest licznik do rzędów w postaci kłódki z szyfrem. Jeszcze z niej nie korzystałam, ale pomysł powstał w mojej głowie. Zaczynam dziergać szarą i mam nadzieję wyjątkowo ciepłą mgłę, bo szara zimna mgła kojarzy mi się wyjątkowo z rodzimą literaturą fantasy. Żeby zrobić ten szal trzeba będzie przerobić setki rzędów. Oj zapowiada się bardzo długie i żmudne dzierganie. Na wczorajszym spotkaniu robótkowym Ewa uświadomiła mnie, że na zrobienie klasycznego orenburskiego szala wprawne dziewiarki potrzebują ok. dwustu pięćdziesięciu godzin. Klasyczny szal ma wymiary ok. 150x150cm, mój będzie prostokątny i myślę, że co najmniej połowę mniejszy. Ale i tak pracy będzie mnóstwo, a ja niestety, nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem wprawną dziewiarką. Czy aby nie porywam się z motyką na słońce? Ewa stwierdziła także, że nie należy mieć więcej niż cztery zaczęte robótki i tutaj szybki remanent: dziewiarskich pięć + jedna do sprucia, frywolitkowych dwie, hafciarskich dwie i jedna krawiecka. Trzeba będzie popracować nad zbliżeniem się do magicznej liczby cztery. W ostatnim tygodniu nie bardzo byłam w stanie robić cokolwiek, ale za to przeglądałam sobie literaturę dziewiarską i snułam plany... Tym bardziej trzeba pokończyć to, co zaczęte. A jak u Was wygląda robótkowy remanent? 

niedziela, 16 sierpnia 2015

Alpejskie łąki w letnie upały


Jest szansa, że letnie upały właśnie się kończą. Chyba wszyscy mają dość i trudno się temu dziwić. Gdy zaglądam na zaprzyjaźnione blogi widzę, że niewiele tam jest nowych wpisów. No ale trudno jest tworzyć przy takiej pogodzie. Ja starałam się nie dawać za wygraną i tak powstała moja wersja Alpejskich łąk wg wzoru, którego autorem jest Oksana Kuschovenko. Szczerze mówiąc, to jest ona autorką pomysłu na chustę z wykorzystaniem wzoru kultowej japońskiej projektantki Hitomi Shida, a wzór jest między innymi w tej książce.  Przez meandry tworzenia tego ażuru prowadziła mnie Intensywne Kreatywna. Dzięki jej filmikom wszystko było do przebrnięcia.

Chusta powstała z wspaniałej wełenki Merino Lace 400 w kolorze nr. 78, czyli turkusowym. Kupiłam  125 g.  Na chustę zużyłam 103g i koraliki TOHO8 w ilości 530 szt. Zostały umiejscowione po 3 szt. w ogonkach liści i w każdej z 260 pikotek. Robiłam  drutami 3,25 mm (część gładka) i 3,5 mm (ażur). Chusta powstała w 16 dni i jest to chyba mój rekord. 
Wymiary: po zblokowaniu 183 cm x 55 cm. Ta wełenka w blokowaniu nie rozciąga się aż tak bardzo, jak inne.

Przy okazji tej pracy przekonałam się, jak przydatną rzeczą jest mini mata do koralików. Ma 8,5 x 14,5 cm i idealnie nadaje się do pracy w trudnych okolicznościach przyrody, gdzie koraliki mogłyby nam się rozsypać, czyli np. w podróży lub w ogrodzie. Wczoraj dziergając w kuchni nieopatrznie wysypałam koraliki do małego trójkątnego naczynka, ale trąciłam je i w konsekwencji musiałam zbierać koraliki rozrzucone po całym pomieszczeniu. A z tą matą nic takiego się nie przydarza. W podróży też świetnie się sprawdziła. Denerwuje mnie tylko jej sztuczny zapach, ale ...
Trochę nagimnastykowałam się z rozpinaniem chusty w czasie blokowania. Chciałam, żeby szybko wyschła, a na poddaszu było ze 40C i dosłownie jest skropiona kapiącym z mojego czoła potem. Szpilek też nawbijałam całkiem sporo.
Uroda gotowej chusty wynagradza wszystkie trudy. Jest naprawdę piękna! To mój pierwszy ażur i już wiem, że na pewno nie ostatni.