środa, 1 grudnia 2021

Na drzwiach pracowni

 

Dwa tygodnie temu wybrałam się na spotkanie z koleżankami szyjącymi patchworki. Nie było to spotkanie robocze, a tylko tak po prostu spotkałyśmy się przy kawie, herbacie lub tym, co kto chciał. Na stole była jednak nie tylko gastronomia, bo prawie każda z nas przyniosła coś do pokazania. Najwięcej do pooglądania przyniosła Renia. Były tam nie tylko kartki świątecznie w ilości kilkudziesięciu sztuk, ale również makatki z maszynami, które są znakiem rozpoznawczym naszej koleżanki. Parę lat temu, zanim jeszcze poznałam Renię, pierwszy taki obrazek widziałam w Warszawie w pracowni Ani Sławińskiej. Później widziałam je jeszcze w paru miejscach, w których nie brakowało również tych prawdziwych maszyn. Nie myślałam, że kiedyś również i ja zostanę obdarowana taką pracą. Najbardziej godnym jej miejscem są drzwi mojej pracowni. Gdy jestem poza pracownią widzię ją z daleka, nawet z parteru, a gdy jestem w pracowni drzwi są otwarte i wówczas też mogę ją podziwiać, zwłaszcza że ostatnio przestawiłam maszynę i w czasie szycia wystarczy tylko podnieść oczy i już widzi się uszytą przez Renię maszynę. 
Dodać należy, że jest to praca uszyta w duchu recyklingu. Maszyna jestuszyta z krajek tkanin, są na niej również naszyte różne metki.
Ostatnio bywam w pracowni dość często. Powoli pikuję w szwach gigantyczną kołderkę. Później planuję poszaleć pikując z wolnej ręki, choć trudno tu mówić o szaleństwach, skoro trzeba się siłować z przepychaniem kołderki pod ramieniem maszyny. W ogóle szaleństwem jest pikowanie tego w domu. Myślę, że byłabym już dalej z pracami, ale druga połowa listopada okazała się niezbyt pomyślna dla mojego zdrowia. Może grudzień okaże się łaskawszy, ale planuję również zrobienie kilku ozdób świątecznych, a do świąt zostało już tylko 22 dni.