niedziela, 29 maja 2016

Panel fartuszkowy, czyli proste i przyjemne szycie



Nie wiem czy powinnam się chwalić tym uszytkiem, bo co to za sztuka kupić gotowy panel z fartuszkiem, wykroić go i przeszyć w paru miejscach, ale niech tam.
Dla mnie to też trochę taka podróż sentymentalna, bo na samym początku mojej przygody z szyciem w wieku lat kilku też obszywałam fartuszek wykrojony z gotowego panela, a było to lat temu ...dzieści. 






sumie to szkoda, że u nas mało jest  tego typu paneli, bo może więcej osób zachęciłoby do spróbowania igraszek z igłą. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam, że Babcia szyła mi sukienkę też wykrojoną z panela. Była biała z szlaczkiem kwiatów na dole i wokół rozcięcia przy szyi.    








Gotowy fartuszek prezentuje się jak w załączeniu na plecach ma skrzyżowane szelki. Dzisiaj jakoś nie mogę okiełznać bloggera. Cały czas zamieszcza mi coś nie tam, gdzie bym chciała. A do szycia z paneli chętnie wrócę, oczywiście o ile znajdę coś atrakcyjnego i aktualnie potrzebnego.

                                           

niedziela, 22 maja 2016

Kolejny kurs zaliczony

Dzisiejszy wpis będzie trochę inny niż zwykle. Nie pokażę nic nowego, nie opowiem o tym, co aktualnie robię, ale w ten leniwy niedzielny poranek podzielę się radością, jaką sprawił mi wczorajszy dzień. Razem z koleżanką Iwoną wybrałyśmy się do Szkoły Patchworku na kurs o wykończaniu patchworku. Sześć godzin zajęć minęło nie wiadomo kiedy. Były to zajęcia techniczne, więc nie uszyłam nic, co mogłabym tutaj pokazać, ale przywiozłam dużo próbek z ćwiczeń. 
Głowę mam pełną pomysłów, jak wykorzystać to, czego się nauczyłam. 
Przed odjazdem pociągu było jeszcze coś dla ciała, czyli małe Conieco, czyli wizyta w "Smakach Warszawy" mała czarna i tort bezowy z marakują. Owo Conieco było jak się okazało niemałe i do tego jak smakowało ...  To była cudowna sobota. Jak będziecie w Warszawie to znajdźcie sobie chwilę na taki apetyczny relaks. 

sobota, 14 maja 2016

Wiosenna begonia

Dość długo to trwało, ale w końcu udało mi się skończyć chustę wg wzoru o nazwie Begonia Swirl, który swego czasu bardzo mnie urzekł i który wybrała sobie moja Bratowa, bo robiłam chustę z przeznaczeniem właśnie dla niej. Początkowo miała być prezentem na gwiazdkę, potem na imieniny i właściwie jest prezentem imieninowym, choć trochę spóźnionym.












Chusta ma kształt ... hmm, no właśnie, jaki ona ma kształt? W każdym razie do blokowania rozpinałam ją na planie okręgu.
Wydziergana jest z szarobłękitnej Drops Lace (mieszanka alpaki 70% i jedwabiu 30%). Zużyłam 80 g, czyli jakieś 640 m włóczki. Chusta ma 35 cm w najszerszym miejscu, a najdłuższy brzeg mierzy 350 cm.






W każdym z 46 liści wrobiłam po 23 koraliki. Łatwo policzyć, jest ich 1058 i to one tak spowolniły pracę. Początkowe 65 rzędów zrobiłam bodaj w 4 dni, a pozostałe 30 posuwały się w tempie wolniejszym, niż ślimacze.

Z efektu końcowego jestem bardzo zadowolona i nie jest wykluczone, że dla siebie też taką popełnię, ale już w innym kolorze.






sobota, 7 maja 2016

Patchwork - kolejny stopień wtajemniczenia

Zapisałam się na kurs "Patchworkowe kruczki i sztuczki". Bałam się, że coś wypadnie i nie będę mogła pojechać. Na szczęście nic nie stanęło mi na przeszkodzie i popędziłam, jak na skrzydłach. Nie zawiodłam się. Zdobyłam sporo praktycznych informacji. Do domu wróciłam  z gotowym wierzchem i spodem kanapki. W domu miałam jednak sporo zajęć, które mnie rozpraszały i kanapka przed pikowaniem musiała nabrać mocy urzędowej.





Przepikowałam ją po szwach i medytowałam, co dalej. Zaprojektowanie środka poszło nawet łatwo. Pierwszy raz w życiu pikowałam od linijki. Bałam się ruszyć dalej.








Motyw kwiatowy wzoru w narożnikach trzeba było pikować według wzoru. Pierwszy narożnik pikowałam po papierze, ale później straciłam cierpliwość przy wydzieraniu i następne skopiowałam już na tkaninę.












Resztę motywu pikowałam z wolnej ręki. Zastanawiam się co z pozostałymi niewypikowanymi trójkątami. Może mogą tak zostać takie puste? A może coś na nich wyszyć?
Lamówkę podszyłam ręcznie. Nie lubię przeszywania po wierzchu. Dzisiaj piłam kawę na tarasie na nowej serwetce. Kawa nie dotrwała sesji zdjęciowej, bo długo czekałam, aż zachodzące słońce wyjdzie z za drzew. Patrząc na tą pracę nabieram coraz większej ochoty na pikowanie.

środa, 4 maja 2016

Klocki zawsze w pogotowiu

Wzory łowickie stały się ostatnio dość modne. Nie można im odmówić, że swoją wielobarwnością wnoszą do otoczenia wiele radości. Już jakiś czas temu kupiłam sobie etui na okulary, ale gdy zobaczyłam tkaniny z motywami łowickimi, to żadna siła nie była w stanie mnie powstrzymać przed zakupami. Jeszcze nie wiedziałam, co z nich będzie, ale na pewno miało być coś. I to coś ostatnio zmaterializowało się w postaci etui na klocki do koronek. Może nie jest to artykuł 
pierwszej potrzeby, ale w przypadku robienia koronek poza domem przydaje się bardzo. Klocki można nawinąć, przygotować i zabrać równo poukładane. Etui na zdjęciu powyżej wygląda niewinnie, ale po rozwinięciu ma 120 cm długości.
U koleżanek widziałam zawiązywane na troczki, a ja postanowiłam zrobić zapięcie na guziki.




Wracając do niewinnego wyglądu etui, to największego nakładu pracy wymagała lamówka. Najpierw jej pocięcie, a potem przyszycie. Jeszcze wymyśliłam sobie taką bez przeszycia po wierzchu. Dzisiaj nowy uszytek został wypróbowany w terenie. Sprawdził się znakomicie. Wszystkim koronczarkom gorąco polecam. Ten mój bez problemu pomieści dwadzieścia par klocków

niedziela, 1 maja 2016

Podróże z pasją - wystawa koronek w MDK Zarzecze w Katowicach

Razem z wiosną przyszła pora na wiosenną wystawę koronkowych prac, które są prezentowana w Domu Kultury Zarzecze w Katowicach. Do niedawna w ogóle nie miałam pojęcia, że jest taka część Katowic, ale ostatnio zdarza mi się tam bywać. Pierwsza wystawa koronki odbyła się tam w listopadzie ubiegłego roku, ale wówczas zupełnie nie zgrały mi się terminy. Tym razem nie dotarłam na wernisaż, który odbył się 3 kwietnia, ale wystawę udało mi się z pewnym opóźnieniem obejrzeć. Prezentuje ona nie tylko koronkę klockową, a właściwie powinnam napisać, co również zobaczycie, wystawa prezentuje nie tylko koronkę. 
Autorką drzewa na którym przysiadły wszystkie motyle świata jest Małgorzata Połubok. 








Wystawione prace nie są wielkie, ale każda praca to godziny spędzone z klockami, szydełkiem, czółenkiem...












Wystawę zwiedzałam w godzinach popołudniowych i moją uwagę przykuły te oświetlone zachodzącym słońcem tulipany. Autorką tej pracy jest Daniela Szymczak.


















Na dwóch dużych planszach zgromadzono sporo drobnych prac w różnych technikach.
Tu zaś nie tylko koronka, ale również haft.












Większe prace zaprezentowano w ramkach.
Należy cieszyć się, że ciągle są osoby chcące robić koronkę klockową, dzięki takim pasjonatkom ta technika, i nie tylko ta, przetrwa i będzie znana nie tylko z książek.