Wczoraj wracałam z pracy dość późno. Skrzynkę pocztową otworzyłam kwadrans przed osiemnastą. Bielące się w jej czeluściach awizo nieco mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się żadnej przesyłki poleconej. Jakiś mandacik może? Hmm... staram się być przykładnym kierowcą. Nie miałam czasu na długie rozmyślanie, bo na pocztę daleko, a czas naglił. To była już ta dobra pora, gdy przy okienku nie było interesantów. Adres nadawcy zdradził mi, że to będzie bardzo miła przesyłka. Równie mięciutkie, jak bąbelkowa wyściółka koperty, spały w niej dwa małe szare wróbelki. Na ten widok od razu opuściło mnie zmęczenie i ściskając kopertę w garści pognałam do domu. Autorką tych piękności jest Anna Sanna Strygner, autorka wielu różnych cudeniek, z których każde wymaga polotu i wielu godzin szycia ręcznego. Dzisiaj nie będę się zbyt wiele rozpisywać, gdyż ta opowieść będzie kanwą jednego z kolejnych wpisów, więc musicie uzbroić się w cierpliwość.
Z tego miejsca jeszcze raz bardzo dziękuję autorce. To była prawdziwa niespodzianka.