niedziela, 17 września 2023

Frywolitkowa "Sabina" i inne pasje

Kiedyś często siadałam z czółenkiem i wiązałam frywolitkę, ale ostatnio jest sporo innych pokus rękodzielniczych i czółenko mam w ręce glównie na spotkaniach frywolitanek.

Jednak gdy Laura Bziukiewicz ogłosiła wydarzenie - wspólne robienie zaprojektowanej przez nią serwetki Sabina, nie wahałam się ani chwili. Pierwszego września otrzymałam wzór i zaraz w poniedziałek po powrocie z przedłużonego weekendu przystąpiłam do pracy.


Nie był to dla mnie dobry czas na realizację tego wyzwania, ale bardzo mi zależało na ukończeniu serwetki w terminie jaki zakładało wyzwanie. Nie udało mi się to, ale z czterodniowym opóźnieniem serwetka była gotowa. 
Od końca sierpnia planowałam zrobienie sobie jakiejś nowej serwetki do kuchni, dlatego też z wybrorem koloru nici nie miałam żadnego problemu. Serwetka miała pasować do ceramiki bolesławieckiej, a to czy pasuje możecie ocenić patrząc na poprzednie zdjęcie.




Sabina to oczywiście nie pierwsza serwetka Laury. Osoby robiące frywolitkę znają tę autorkę i mają jej wspaniale wydaną książkę.
Laura Bziukiewicz jest jedną z dwóch polskich autorek książek frywolitkowych, która wzięła wydanie książki w swoje ręce. Książki obu Pań mam, te Ewy Wasyliszyn również. Może zimą uda mi się zmaterializować parę zawartych w nich wzorów.
Laura dzieli ze mną również inną moją pasję, do przyrody i ziół. Choć znam Laurę od osiemnastu lat, zupełnie nie miałam pojęcia, że jest kopalnią wiedzy w zakresie zielarstwa, dlatego ogromnym zaskoczeniem dla mnie było ukazanie się w tym roku jej książki "Kurpie ziołowe". Lauro, podziwiam Cię, życzę dalszych sukcesów i trzymam kciuki za Twój rozwój osobisty. Obie książki serdecznie wszystkim polecam!





Skoro już o pasjach mowa, to trochę zmienię temat, ale nawiążę do czajniczka na pierwszym zdjęciu, czyli ceramiki bolesławieckiej. Kiedyś wiele lat temu, gdy wynajmowałam mieszkanie i jadąc tramwajem mijałam sklep firmowy "Bolesławca" obiecywałam sobie, że kiedyś tam wstąpię pooglądać i może coś sobie kupić. Lata mijały, a ja dalej powtarzałam to jak mantrę, aż w końcu wyprowadziłam się z tego miasta i wróciłam w swoje rodzinne strony. Pewnie jednak podświadomie nie chciałam w wynajętym mieszkaniu gromadzić zbyt wielu rzeczy.

Niedługo potem zrobiłam remont kuchni i na ścianach zostały położone kafelki w drobne kobaltowe kwiatki. Powstało wnętrze jakby zaprojektowane pod tę ceramikę. Naczynia dekorowane charakterystyczynmi stempelkami zaczęły się w nim pojawiać jedno po drugim.
Bardzo chciałam zobaczyć jak się je tworzy. Udało mi się to w tym roku. Przy okazji wizyty w Bolesławcu obiecywałam sobie, że zrobię przysłowiowy milion zdjęć, ale szał zakupów okazał się ważniejszy. Przywiozłam do domu w zasadzie wrzystko to, co chciałam i jedynie to, co chciałam. Zdjęć wprawdzie nie zrobiłam zbyt wiele, ale mogłam zobaczyć jak takie naczynia się tworzy.

Nie wiem, czy słyszeliście określenie ceramika stempelkowa. Ta nazwa oddaje sposób, w jaki nanosi się dekoracje. Miskę na zdjęciu powyżej dekoruje się korzystająć z siedmiu rodzajów stempli. Stemple to takie minigąbeczki. Na zdjęciu obok możecie zobaczyć zasobniki ze stęplami, albo inaczej warsztat pracy dekoratorki. Żałowałam, że nie mogłam dłużej poprzyglądać się pracy dekoratorek, ale dane mi było spróbować posługiwania się stempelkiem, a także przykleić ucho do kubka. Kubek z przyklejonym przeze mnie uchem ma szanse do kogoś trafić, ale stemplowanie było tylko na próbę. Jak już zobaczyłam produkcję, to teraz zamarzył mi się udział w warsztatach. Może kiedyś...


Przy okazji tegorocznej wizyty w Bolesławcu przekonałam się jak wielu jest miłośników ceramiki bolesławieckiej. Na rynku w jednym ze stoiski była taka oto waga z napisem, który tutaj w cieniu i na małym zdjęciu może być nieczytelny, dlatego pozwolę sobie go przytoczyć: ceramika bolesławiecka na wagę złota. Fajny pomysł z tą wagą. 




 


poniedziałek, 11 września 2023

Dla Michała z okazji rozpoczęcia pierwszej klasy

 

Michał, najmłodszy z trojga rodzeństwa, niebawem skończy siedem lat i tydzień temu zadzwonił dla niego pierwszy dzwonek szkolny. 
Od dość dawna planowałam uszycie w prezencie worka, ale jak zwkle, zabrałam się za to prawie na ostatnią chwilę. Prawie, ponieważ już dwa tygodnie temu trafił do Pierwszoklasisty.
Tym razem postanowiłam uszyć worek z wodoodpornych materiałów. Zakupiony panel wydał mi się jednak trochę za mały i powiększyłam go kawałkami materiału zakupionego na tył worka. Szukałam kawałków z samą trawą.






Gdybym tylko mogła, siedziałabym przy maszynie codziennie, ale życie, to nie tylko szycie. Tym bardziej cenię sobie każdą chwilą, którą mogę przeznaczyć na moje ulubione hobby.
Na półce pod stołem czeka co najmniej kilka rozpoczętych projektów. Trzymajcie kciuki za mnie i za to, aby nie skusiło mnie rozpoczęcie niczego nowego, zanim nie skończę tych UFO-ków, a przynajniej 2/3 z nich. Jeżeli ostro wezmę się za kończenie, to być może pojawię się tu częściej.