sobota, 18 października 2014

Koronka klockowa i spółka

Wzięłam udział w warsztatach prowadzonych przez Ivanę Domanjovą i Jolanę Davidovicovą. Tematem zajęć było połączenie w pracach koronki klockowej z papierowym sznurkiem, a także oprawa prac. Bardzo żałuję, że brakuje mi trochę czasu, żeby poćwiczyć z tymi technikami, bo efekty mogą być naprawdę ciekawe. Bardzo ciekawy efekt uzyskuje się oprawiając pracę w passe partout z kilkoma okienkami. Passe partout to podobno najtrudniejsze słowo, jakie pojawiło się na tegorocznym dyktandzie w Katowicach. Jeżeli o mnie chodzi, to spokojnie bym sobie poradziła, ale tak to jest, jeżeli ktoś się czymś zajmuje. W sumie zamiast papierowego sznurka, który jest widoczny na powyższym obrazku można zastosować suszone rośliny i wiele innych rozwiązań. Ograniczeniem jest tylko nasza wyobraźnia. Ja jestem wielką wielbicielką wszelkich motywów florystycznych, więc pewnie kiedyś spróbuję.Tymczasem wracam do domowej i zawodowej codzienności.  

piątek, 10 października 2014

Na koniec pracowitego tygodnia

















Moje prace nad Renulkową serwetką wiosenną dobiegły końca. W ten dzisiejszy piękny październikowy dzień zrobiłam ostatnie kółeczko i ostatni łuczek. Wykonana z czeskiego kordonka Kordonet 30, gotowa serwetka ma 50 cm średnicy i waży 48g. Ivonn robiła taką, tylko z nici 10-ek, jej serwetka ma 62 cm i jest naprawdę ogromna. 
Teraz czekają na skończenie dwie robótki na drutach, a ja już mam plany na kolejną frywolitkową serwetkę. Myślę, że kolory Was zaskoczą, ale będą one miały uzasadnienie w wystroju mojej kuchni. Po wizycie na festiwalu planuję też wziąć do rąk klocki. Tyle pomysłów, tyle planów, tyle technik, a życie tylko jedno :)

wtorek, 7 października 2014

Podróże z pasją - XV Międzynarodowy Festiwal Koronki Klockowej w Bobowej

Tradycyjnie, jak co roku na początku października odwiedziłam festiwal w Bobowej. Po latach z żalem stwierdzam, że odkrywam tam niewiele nowego, ale jest to doskonała okazja do spotkań towarzyskich z osobami które widzę raz w roku i do zawierania nowych znajomości. W tym roku przyjechało znacznie mniej znajomych, a i ja byłam tylko przejazdem w drodze z wakacyjnego wypoczynku. Specjalnie pewnie bym tu nie przyjechała.


Jednym z ciekawszych punktów festiwalu, który rokrocznie przykuwa moją uwagę jest pokaz mody organizowany przez koronczarki - projektantki z Czech. W tym roku Dana Maskova i Ivana Domanjowa zafundowały nam podróż z koronką poprzez wieki - świetne widowisko, na którym prezentowano oryginalne stroje. Patrzyłam z podziwem i zastanawiałam się ile czasu zajęło zrobienie tych koronek.




Wśród laureatek konkursu w tradycyjnej koronce bobowskiej znalazły się osoby spoza Bobowej. Szkoda, że nie można było zobaczyć wszystkich prac nadesłanych na konkurs, a jedynie te nagrodzone. Może kiedyś doczekamy się, że organizatorzy pokażą wszystkie prace. W Bobowej koronczarek najwyraźniej ubywa, poza nielicznymi wyjątkami nie widać też młodych osób, które stawałyby w szranki do konkursu. A szkoda, bo dzięki nowym mediom, a internetowi w szczególności, coraz więcej osób dowiaduje się co to jest koronka klockowa i chciałoby spróbować swoich sił w tej technice. Pierwszy raz byłam na festiwalu jedenaście lat temu i w tym czasie bywałam tam naprawdę wielokrotnie, ale organizatorzy nigdy nie zadbali o miłośników koronki z innych stron Polski umożliwiając im np. zaprezentowanie swoich prac na jednym wspólnym stoisku, albo przynajmniej organizując dla nich jakieś spotkanie. Byłoby nam bardzo miło, skoro decydujemy się rokrocznie na pokonanie kilkuset kilometrów, żeby tu być. Wszystko jednak odbywa się w oparciu o prywatne kontakty i przyjaźnie.


Konkurs w kategorii dowolnej zdominowały Ewa Szpila i Małgorzata Szpila. Tu można mówić o tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. 
Ale znowu pozwolę sobie na małą dygresję, w Bobowej w ogóle nie widać, że tworzy się nowe wzory tradycyjnej koronki, ani nie opracowuje się tych istniejących. Smutne to bardzo. 

















Wśród nagrodzonych prac w koronce dowolnej znalazła się również ta oto szopka. Bardzo ciekawa praca 3D autorstwa Marii Dziedzic.


Nie mogłam oderwać oczu od wielu stoisk, a wśród nich od stoiska prezentującego koronkę rosyjską, które przygotowała Елена Горбунова. Mam kilka wzorów koronki rosyjskiej, ale jeszcze żadnego nie popełniłam.









Wpadłam również w zachwyt na widok niezwykłego wisiora na dekolcie Ivany Domanjovej.













Pozytywnym kierunkiem działań, jeśli idzie o imprezy towarzyszące festiwalowi, jest zorganizowanie  we wnętrzu kościoła św. Zofii wystawy prac koronczarek ze Słowacji. Wspaniałe wnętrze i wspaniałe prace. Cudowne kolaże stanowiące często połączenie koronki klockowej i techniki decoupage, a prace tak opracowane prezentowały gównie tematykę sakralną: ikony i witraże. Pozostałe prace były już o bardzo różnej tematyce.



Trzeba mieć tylko nadzieję, że organizatorzy w kolejnych latach również zorganizują tu kolejne wystawy i może doczekamy się również prezentacji prac polskich koronczarek. Wystarczy przecież zaprosić do udziału te, które corocznie odwiedzają Bobową w czasie festiwalu i rok wcześniej rzucić jakiś temat - wyzwanie. Chętne na pewno się znajdą.





Przy okazji pisania tego posta wyszła moja natura zadziornego koguta, ale może jeżeli o tych obserwacjach ludzi z zewnątrz będzie się głośno mówić, to wyniknie z tego coś dobrego. Przede wszystkim dla koronki, którą trzeba ocalić od zapomnienia.
Na zdjęciu obok jedna z prac wystawiona w kościele św. Zofii. Niestety, nie zanotowałam nazwiska autorki za co bardzo przepraszam.

piątek, 3 października 2014

Po drodze

Oj dawno mnie tu nie było. Czasem życie nie pozwala na regularność. Doczekałam się urlopu i teraz, kiedy większość już o nim zapomniała, ja cieszę się relaksem i staram się jak najlepiej wykorzystać ten czas.
Po drodze w góry, w Kalwarii Zebrzydowskiej odwiedziłam sklepik BIFERNO i tym sposobem przez cały urlop mogę snuć plany robótkowe. Skusiłam się na nici Cotonificio Reter-fil Castellanza, które wyglądają na idealnie stworzone do frywolitki. W koszyku znalazły się również krótkie druty, specjalnie do dziergania w podróży. Niektóre z moich znajomych głaskały turkusowo-niebieski jedwab jak kota i chętnie zabrałyby go ze sobą do domu. Chyba będzie nowa chusta i już nawet wiem jaka.



Tak wyekwipowana pognałam w Pieniny, a one powitały mnie deszczem. Po dniu aklimatyzacji wyszło słońce i nic nie stało na przeszkodzie, aby podziwiać wczesną pienińską jesień. Czas rekreacji nie sprzyja robótkom, ale staram się naładować akumulatory na cały następny rok i wykorzystać każdy promień słońca i jesiennego ciepła. Już sobie obiecuję, że w przyszłym roku wrócę tu przynajmniej na weekend. 

Przy okazji niespodziewanie okazało się, że dla trzech osób muszę przeprowadzić szybki kurs frywolitki. Czółenek miałam wystarczającą ilość, ale niestety, nitki nadającej się na pierwszą lekcję, ze sobą nie zabrałam. Pakując się na kolejne wyjazdy muszę o tym pamiętać i zawczasu zaopatrzyć się w kordonek AIDA 5. Jeżeli spotkacie mnie na jakimś szlaku, zawsze chętnie wtajemniczę Was w arkana frywolitki.