niedziela, 28 lutego 2021

Farmerskie podsumowanie miesiąca - luty

 


Zabierając się za szycie tego klasyka nie zakładałam, że powstanie on szybko. I nadal tak nie zakładam, ale w ciągu ostatnich czterech tygodni udało mi się uszyć kilka bloków. Każdy kolejny uczy mnie czegoś innego. Pomimo wpisu parę tygodni temu, kolorystyka poszczególnych bloków nie została przeze mnie zaplanowana. Nie chciałam tracić na to czasu, bo tak bardzo chciałam usiąść to maszyny i zacząć szyć.











Po skończeniu i przycięciu jednego bloku biorę się za następny i wówczas planuję z których tkanin użyję. Zdarza się czasem tak, że mam wenę i wówczas dobieram tkaniny na kilka kolejnych bloków. Tnę potrzebne kawałki i układam elementy każdego z bloków na osobnym papierowym talerzu. Robię sobie z nich stosik i wówczas znów można oddać się tylko szyciu.


Staram się zszywać bardzo precyzyjnie, ale czasem nie wychodzi to całkiem idealnie. Pocieszam się, że nikt nie będzie oglądał tych bloków z odległości pół metra, ani tym bardziej przez lupę.





Szycie tego projektu ma szansę zostać spowolnione przez inny kuszący projekt, patchwork który chciałabym uszyć przed kolejną zimą i który stanie się ozdobą przedpokoju. Tak więc dwa duże projekty patchworkowe będą ze sobą konkurować. Jest szansa, że w jednym z kolejnych postów będzie pierwsza odsłona tego nowego projektu.


Wracając do bieżącego projektu, to chciałabym aby to była bardzo klasyczna kołderka. Przy okazji szycia kolejnych bloków czytam sobie trochę o historii patchworku i coraz bardziej mnie to wciąga, to wspaniała tradycja której trochę Amerykankom zazdroszczę.






środa, 24 lutego 2021

Walentynkowe motywy modne przez cały rok

 

W ubiegłym roku o tej porze przygotowywałam się do wyjazdu na długi weekend z zakręconym patchworkiem. Myślałam, że wyjazdy w pierwszy weekend marca, na wspólne spotkania robótkowe z maszynami do szycia, staną się już tradycją, a tu taki klops! Tegoroczna edycja jest z wiadomych względów odwołana. Z drugiej strony ubiegłoroczne spotkanie odbyło się w ostatnim możliwym terminie. Gdyby było zaplanowane o tydzień później, nie byłoby takiej możliwości. Przez ten ostatni rok nieznane wcześniej słowo lockdown zagościło u nas na dobre i było odmieniane przez wszystkie przypadki niezliczoną ilość razy. Tego, czego mi najbardziej brakuje, to spotkań twórczych, w których zawsze chętnie uczestniczyłam lub nawet spotkań towarzyskich z osobami, które znam w związku z rozwijaniem pasji rękodzielniczych. Takie spotkania zawsze ładują mi akumulatory.
Pod koniec września zostałam zaproszona na takie spotkanie w niewielkim gronie. Większa liczba osób znacznie podniosłaby i tak niemałe ryzyko. Mimo obaw, to były jednak cudowne dwa dni tworzenia i śmiania się do rozpuku. Naładowałam akumulatory przed jesienią i zimą, ale najważniejsze, że poznałam osiem wspaniałych kobiet, które swoją energią twórczą promieniują jak małe słoneczka i zarażają innych swoją pasją i radością tworzenia. Takie bakcyle to ja rozumiem.


Na spotkaniu trochę się obijałam, ale chłonęłam tę pozytywną energię jak gąbka i pewnie dzięki niej powstały wszystkie prace frywolitkowe, które mogliście zobaczyć w ostatnich miesiącach w moich wpisach. Mam też plany na kolejne prace, choć mocną konkurencją są dla nich patchworki i ogólnopojęte szycie.
Dzięki temu spotkaniu otworzyłam się na różne wydarzenia w sieci i tym sposobem z początkiem drugiej dekady lutego wzięłam udział we wspólnym supłaniu, którego organizatorem była Natalia Batova. Nigdy wcześniej nie tworzyłam niczego przestrzennego w technice ankars, ale postanowiłam spróbować. Jedynym ograniczeniem było założenie, że breloczek w kształcie serduszka zrobię z tego, co mam w domu. Udało się. Przy okazji wypróbowałam nitkę Madeira Decora. Bardzo dobrze się nią robi. 




Zaproponowany przez Natalię breloczek był zdecydowanie bardziej ozdobny, ale moja stonowana wersja jakoś bardziej do mnie trafia. Technika ankars jest bardzo efektowna, ale również bardziej wymagająca. Muszę jeszcze dużo się nauczyć, ale tymczasem cieszę się z tego małego cacuszka.


niedziela, 21 lutego 2021

Koronkowa wiosna

 

Dostęp do sieci i mediów społecznosciowych sprawia, że ciągle jesteśmy zachęcani do udziału w różnych wydarzeniach, czy też wspólnym robótkowaniu. Człowiek staje przed wyborem: spacer czy wspólne szycie. Propozycji jest wiele i doba bywa zdecydowanie za krótka, aby wziąć udział we wszystkich wyzwaniach, w jakich chciałoby się uczestniczyć. W styczniu zgłosiłam się do wydarzenia ogłoszonego przez Laurę Bziukiewicz, które polegało na wysupłaniu niewielkiej serwetki o wdzięcznej nazwie Amanda, będącej projektem Laury.

Wszystko dobrze szło do przedostatniego rzędu. Postanowiłam trenować obliczanie zużycia nici i nawijałam na czółenka tyle, ile wydawało mi się, że potrzeba i szło mi bardzo dobrze. Obliczenia zajdowały potwierdzenie w praktyce, ale ten rząd z fioletowymi kwiatkami naprawdę dał mi popalić. Zaczynałam go sześć razy i za każdym razem popełniałam błąd w tym samym miejscu. Mój poziom frustracji sięgnął zenitu, ale nie poddałam się. Jak w końcu udało mi się bęzbłędnie zacząć, to już jakoś poszło.
Termin zakończenia wydarzenia już dawno minął bodajże pod koniec stycznia. Na całym świecie powstało kilkaset serwetek w rozmaitych kombinacjach kolorystycznych. Tak wiele osób zrobiło tę serwetkę, a jest jeszcze pewnie co najmniej drugie tyle, które są w trakcie supłania.

Choć jak wspomniałam robienie serwetki było wydarzeniem w internecie, to Laura nie jest dla mnie li tylko osobą znaną z sieci. Jakieś piętnaście lat temu zawitała ze swoimi frywolitkami do domu kultury obok mojego bloku, w którym wówczas mieszkałam i tak się poznałyśmy. Nawet nie chce mi się wyobrażać sobie ile od tamtej chwili powstało frywolitkowych dzieł zrobionych rękami Laury, ale nie znam drugiej osoby która robi frywolitki tak szybko. 
Pod koniec ubiegłego roku stałam się posiadaczką książki "Folklor polski. Sztuka ludowa, tradycje, obrzędy". Laura jest autorką rozdziału o Kurpiach. Myślę, że jest również na dobrej drodze do tego, aby Kurpie kojarzyły się między innymi z frywolitką. W końcu kiedyś nikt w Koniakowie nie znał koronki koniakowskiej, ani w Bobowej bobowskiej, To ludzie zainicjowali te tradycje, bez których nie wyobrażamy sobie dzisiaj tych dwóch wspomnianych miejscowości. Często za konkretnym wzornictwem i zwyczajami stoją artyści. Tak jest w przypadku motywów zakopiańskich, zwłaszcza w architekturze, jak i malowanych chat w Zalipiu. Nie mam nic przeciwko temu, aby kiedyś mówiło się o frywolitce kurpiowskiej.

Powoli zbliżamy się do Świąt Wielkanocnych, pora, aby pomyśleć o zrobieniu ozdób świątecznych. Może w tym roku uda się coś usupłać. Życzę Wam czasu na realizację wszystkich planów robótek świątecznych.