sobota, 26 grudnia 2020

Skończone przed pierwszą gwiazdką

W jednym z pierwszych tegorocznych wpisów pokazałam poduszkę z choinkami, której nie udało mi się skończyć przed zeszłorocznymi świętami. Tym razem było inaczej. Dzień przed Wigilią wciągnęłam końcówki nitek. Niepozorna serweteczka została skończona na czas. Przy okazji naszła mnie refleksja, że moje zbiory prac świątecznych są całkiem spore, a wciąż przede mną bombki frywolitkowe, które od kilku lat mam w planach. Koleżanki śmieją się ze mnie, że powinnam je zacząć robić zaraz po świętach, najpóźniej w pierwszym tygodniu po Wielkanocy i chyba w przyszłym roku tak właśnie do tego podejdę, zwłaszcza że będzie po temu dobra okazja.
Po skończeniu serwetki z poprzedniego wpisu nie planowałam robić przed świętami kolejnej serwetki, bo wiedzałam, że jestem dość mocno opóźniona z przygotowaniami świątecznymi, ale zobaczyłam wpis Renulka (Renaty Niemczyk) na jednej z grup, gdzie pokazała śnieżynkę zrobioną na guziku z czterema dziurkami i ten motyw mnie po prostu zauroczył. Trochę go zmodyfikowałam i voila, oto jest. Wykonano z kordonka Aida 20.
 
Jak możecie zobaczyć, zostało mi jeszcze trochę zadrukowanch kółek z kolekcji Makeover'a i na pewno powstanie jeszcze niejedna serwetka z frywolitkowym brzegiem, chyba że będę mieć pomysł wykończenia kółka inną techniką koronczarską.
Jeżeli moich czytelników bardziej interesuje to, co na talerzyku, to jest to boski tort makowy ze zrobionymi własnoręcznie wiórkami czekoladowymi i zrobioną specjalnie do tego tortu konfiturą pomarańczową. Na moim świątecznym stole gości po raz trzeci i na pewno nie ostatni.
Teraz nastał odpowiedni czas, aby rozpocząć snucie przyszłorocznych planów robótkowych. Coś mi się wydaje, że znów częściej na tych stronach zagości patchwork, ale frywolitki nie porzucę tym razem na tak długo, jak ostatnio. Może w przyszłym tygodniu znajdę jakąś chwilę, aby przed Nowym Rokiem jeszcze coś skończyć. 


piątek, 4 grudnia 2020

Święta łączą

 

Za czery dni minie siedem lat od opublikowania w tym internetowym pamiętniku robótkowym pierwszego wpisu. W tamtym czasie zajmowałam się różnymi technikami, ale o szyciu patchworków tylko nieśmiało marzyłam. Przez pierwsze lata pisania bloga najwięcej postów dotyczyło frywolitki, choć przewijały się tu różne techniki. 
W ostatnich latach po czółenka sięgami niezwykle rzadko. Pod koniec września poznałam osiem fantastycznych frywolitanek, których prace podziwiałam od dawna, jednak chęć dokończenia prac patchworkowych cały czas mnie od tych czółenek odciągała.
Od początku grudnia uczestniczę w prezentacji prac świątecznych organizowane przez Stowarzyszenie Patchworku Polskiego. Na ten moment mogę pochwalić się jedną poduszką, więc postanowiłam coś szybko zrobić. 

Z panelu świątecznego Makower'a wycięłam okrągłe elementy i zastanawiałam się jak je wykorzystać. Już kiedyś miałam podobny panel tej firmy i pozszywane elementy wypchałam kulką silikonową, ale efekt mnie nie zachwyca. Czekają na rozprucie i przerobienie. Te elementy zdecydowałam się wykorzystać na płasko.
Uszyłam dwa miniquilty. Czy na pewno są to quilty? Są trzy warstwy,  była więc kanapka, jest pikowanie, dlatego chyba jest to jednak quilt. Nadrukowany na tkaninie wzór nieodparcie kojarzył mi się z koronką.

Tak więc pomysł nasunął się w zasadzie sam. Część tkaninową o średnicy 10 cm obrobiłam koronką frywolitkową. Skoro jest fuzja smaków, to dlaczego nie miałoby być fuzji technik robótkowych. Myślę, że ta świąteczna praca połączyła je w udany sposób.  Szary miniquilt też czeka na wykończenie frywolitką. A czy Wy przygotowujecie coś na święta? Zostało dwadzieścia dni, jest jeszcze czas aby coś zrobić.

niedziela, 29 listopada 2020

Powtórka z rozrywki, czyli ostatni tegoroczny twister

 

Ten rok zdecydowanie upłynął mi pod znakiem motywu twistera. Wcale nie planowałam tego typu patchworków, ale zaciekawienie techniką skłoniło mnie do zrobienia pierwszej serwety, a potem posypały się następne prace. Jeżeli obserwujecie moj blog to wiecie, że powstały trzy serwety, a poduszka którą tu pokazuję też jest trzecią. Kolejnej twisterowej pracy prawdopodobniej już nie będzie. Motyw został przeze mnie mocno wyeksploatowany, niemniej go jednak polecam wszystkim zainteresowanym patchworkiem taką zabawę, bo szyje się bardzo ciekawie i jako ozdoba drobnych prac jest bardzo fajny. 

Po uszyciu dwóch poduszek pozostało mi jeszcze około 70 małych kwadratów. Nie mogą się zmarnować, więc na pewno coś z nich wykombinuję. 
Zastanawiałam się, czy w ogóle tutaj pisać o tej poduszcze tak podobnej do pracy przed dwóch miesięcy, żeby nie powiedzieć że prawie identycznej, ale jestem tak zadowolona z pikowania tyłu, że zdecydowałam się zostawić tutaj wpis na ten temat. 




Tydzień temu pokazywałam serwetę którą wykończyłam korzystając ze specjalnej linijki. Wczoraj znowu trenowałam takie właśnie pikowanie. W ten sposób przód i tył poduszki są bardzo "uporządkowane" .
Moje koleżanki nie przepadają za powłoczkami z guzikami. Zazwyczaj stosują zamek błyskawiczny lub zapięcie kopertowe. Ja tymczasem już trzecią szyję zapinaną na drewniane guziki. Mam jeszcze w planach serię poduszek z obrazkami z ptakami, ale te najprawdopodobniej już będą z zamkami. Obecnie obszycie dziurek na nowoczesnej maszynie to czysta przyjemność, jest to też dobra wprawka do odszywania dziurek w odzieży.
Druga poduszka oprócz innego pikowania na tyle ma również inną lamówkę. 
Chyba pora zająć się pracami okołoświątecznymi, ale nie wiem, czy tylko coś zacznę, czy może uda mi się do tegorocznych świąt skończyć. 










sobota, 21 listopada 2020

Ze stosika niedokończonych prac - serweta do kuchni

 

W marcu, podobnie jak w roku ubiegłym, wybrałam się do Ustronia na warsztaty "zakręconego patchworku". To był pierwszy weekend marca, koronawirus zaczynał powoli się rozprzestrzeniać również w Polsce, ale mimo wszystko zdecydowałam się pojechać. Gdyby warsztaty były zaplanowane na kolejny weekend, to nie mogłyby się odbyć. Życie nauczyło mnie, żeby  nie wypełniać całego kalendarza wyjazdowego warsztatami, tylko dać sobie też trochę czasu na porozglądanie się co robią inni, porozmawianie z osobami, które widuję sporadycznie i generalnie na odrobinę wytchnienia.

Jednym z czterech kursów, w których zaplanowałam wziąć udział, było szycie patchworku w technice Fibonacci Quilt. Ciąg Fibonacciego i jego wpływ na proporcje idealne interesuje mnie już od jakiegoś czasu. Dlatego gdy zobaczyłam taki warsztat na liście, to od razu wiedziałam, że się na niego zapiszę.  Nie  miałam pojęcia, jakich rozmiarów będzie ta praca i co z tego będę chciała zrobić, więc zabrałam ze sobą dość przypadkowe tkaniny, acz zgodnie ze wskazówkami opisującymi potrzebne narzędzia i materiały.
Środek serwety przeleżał od marca i miałam koncepcję naszycia na niego w miarę prostych aplikacji. 
Koncepcja co prawda była, ale pomysł na kwiaty, które widziałabym na tym topie jakoś nie mógł się skrystalizować. Zachęcona akcją kończenia w listopadzie zalegających niedokończonych prac sięgnęłam po ten właśnie top. Zdecydowałam się dokomponować dodatkowy kolor, a szerokość doszytego brzegu wynika ze wspomnianego już ciągu. Po zrobieniu kanapki trzeba było podjąć decyzję jak to wypikować. Postanowiłam pobawić się z linijkami. Na bordiurze miał być tylko ten główny szlaczek, ale w miarę postępu prac weryfikowałam i wzbogacałam pierwotne pomysły i w ten sposób brzeg został wypikowany w trzech okrążeniach. 
Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że wewnętrzny brzeg bordiury został obszyty ściegiem ozdobnym imitującym haft krzyżykowy. No cóż, do przywiezionego z Ustronia niedokończonego topu nie miałam jakiegoś szczególnego sentymentu, a to zawsze daje swobodę i zachęca do eksperymentów. Towarzysząca wykańczaniu quiltu fantazja dała mi radość tworzenia, a efekt, końcowy w pełni mnie zadowala.

Serweta stała się ozdobą pewnej trochę rustykalnej kuchni i wygląda jakby była zakupiona w komplecie z glazurą.
Jeszcze napiszę słowo o "pleckach". Zazwyczaj na spód daję tkaniny gładkie, ale tym razem wybrałam popelinę od Olgi. Serweta jest w zasadzie dwustronna. Wymiary pracy: 78x78 cm.


sobota, 7 listopada 2020

W czwartek otwarte, dzisiaj zamknięte, czyli krótka premiera wystawy

 

Po raz pierwszy wzięłam udział w szyciu patchworku na wystawę. Projekt został ogłoszony przez Stowarzyszenie Polskiego Patchworku, a temat "kwiaty" był dla mnie dodatkową zachętą.
Rozpoczęłam poszukiwania inspiracji i miałam różne pomysły. Wśród nich było uszycie artquiltu z kwiatami z mojego ogrodu. Ten pomysł cały czas we mnie dojrzewa, ale na swój debiut wystawienniczy postanowiłam uszyć coś prostrzego. Założyłam, że większość koleżanek ze stowarzyszenia będzie szyła artquilty, więc postanowiłam uszyć coś, co będzie bliższe patchworkowi w ujęciu klasycznym.

Spodobał mi się projekt "Starflower" aurtorstwa Angeli Nash, pozostało tylko wybrać tkaniny. Pierwotnie miałam zamiar uszyć pracę z pastelowych solidów, ale wpadł mi w ręce kupiony nie wiadomo po co charm pack. I tu znów planowałam dołozyć trochę solidów, ale ostatecznie zdecydowałam się na tkaniny wyłącznie z zestawu (oczywiście oprócz tła i lamówki). Pilnowałam, żeby nic nie popsuć, bo z zestawu zostały tylko dwa kwadraty w czerni i w razie wpadki byłby problem.
Udało się, nic źle nie pocięłam, ani nie obróciłam. Wszystkie łuski idą w dobrą stronę! Moja domowa miłośniczka ładnych i świeżo wypranych szmat też podeszła do pracy z aprobatą.

"Poranna rosa" 60x60 cm

Choć top był gotowy już w pierwszej połowie sierpnia, to skończenie pracy musiało poczekać. Czekała w kolejce poduszka na prezent, potem wyjechałam na upragniony urlop, a koniec września zbliżał się nieubłaganie. Na koniec miałam mały wypadek i nie wiedziałam czy uda mi się skończyć pracę na czas. Grażyna T. i Joanna M. zmotywowały mnie, aby się sprężyć i zgłosić pracę w wyznaczonym terminie. Moje koleżanki z lokalnej grupy patchworkowej miały okazję zobaczyć ją jeszcze przed przyszyciem lamówki. Część z nich zamiast kwiatów widziała wiatraczki. Trudno, niech będzie, jak popatrzycie na moje tegoroczne pace, to jest wręcz wiatraczkowo. Taki rok, a będzie jeszcze jedna poduszka, choć chyba jej tu już nie pokażę, bo będzie identyczna jak ta w poprzednim poście.

W czwartek 5 listopada wystawa zawisła w Bytomskim Centrum Kultury. Radość trwała krótko, bo od dzisiaj do 29 listopada Centrum będzie zamknięte. Udało mi się wczoraj pojechać i zobaczyć.

Kolekcja dopiero zaczyna swoją podróż po Polsce, mam więc nadzieję, że w najbliższych latach zawędruje również w Waszą okolicę i będziecie mogli ją zobaczyć. Patchwork to taka technika, że zdjęcie nigdy nie odda urody pracy.

Biję się z myślami, czy podjąć kolejne wyzwanie i czy zgłosić się do konkursu "Jak to ze lnem było" ? Temat lnu jest bliski mojemu sercu, ale to temat na inną opowieść, a być może również na inny post.

sobota, 10 października 2020

Poduszka na prezent rocznicowy

Poduszka została wręczona jeszcze przed opublikowaniem poprzedniego postu. Miałam o niej napisać w połowie września, ale jakoś czas przyspieszył i nie było kiedy obrobić  zdjęć i napiszać posta. 
Tnąc tkaniny zdecydowałam, że uszyję dwie identyczne prace. Druga jest na razie na etapie zszytych kwadratów.
Postanowiłam uszyć kolejną twisterową poduszkę, ponieważ ta pierwsza bardzo spodobała się mojej Bratowej. Obiecałam jej, że też taką dostanie, wszak i okazja zacna. Prezent nie był więc niespodzianką, uzgodniłam nawet oczekiwaną kolorystykę.

Zdecydowałam się na tkaniny z kolekcji Flutter Cotton Fabric (kupione u Ewy w Kiltowo) uzupełnione odpowiadającymi im solidami. Myślę, że kolorystyka bardzo dobrze wpisuje się w bieżącą porę roku. Zastanawiałam się jeszcze nad zrobieniem kompletu: poduszki i serwety. Przy czym poduszka byłaby twisterowa, a serweta byłaby uszyta z kwadratów o takiej samej wielkości, jak do szycia poduszki. Muszę to jeszcze przemyśleć.





Ostatnio w czasie krojenia i przygotowywania ciągle przepycham się na stole z kocicą. Przez całe lato była na nim zawsze, gdy tam pracowałam. Trudno też się dziwić, pracownia na poddaszu w czasie lata jest najcieplejszym pomieszczeniem w całym domu. Dodatkowo stół to doskonałe miejsce do obserwacji tego, co się dzieje wokół. 

Jesienna poduszka jest mniej więcej 8 cm większa od wiosennej. Składa się z takiej samej ilości elementów, więc są one ciut większe. Podobnie jak ta poprzednia, została wykończona lamówką z wypustką, ale tym razem tkaniny zamieniły się kolejnością.










 
We wrześniu w końcu udało mi się wyjechać na parę dni i odpocząć. Wyjazd w góry bardzo dobrze mi zrobił i okazało się, że z moją kondycją nie jest tak źle. Wróciłam do domu z lekkim niedosytem i postanowieniem, że częściej muszę wybierać się na takie wypady. 

Kolejna praca godna uwagi i pokazania jest już gotowa, ale ponieważ jest to moja pierwsza w życiu praca uszyta na wystawę, muszę poczekać aż będzie można ją tutaj pokazać. 

 

niedziela, 6 września 2020

Wreszcie początek szkoły

 

Początek roku szkolnego w tym roku był chyba wyczekiwany przez wszystkich. Tak samo wszyscy mieli nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł przedłużenia nauki w systemie online. 
Jako ciocia siedmiolatki musiałam zadbać, aby podobnie jak dwa lata temu jej brat została wypoażona w oryginalny worek na buty i strój gimnastyczny.

Mama Kasi pomogła mi wybrać materiał na worek, bo przyznam szczerze, że sama wybrałabym w tulipany. Ta kolorystyka też lepiej pasuje do jej plecaka. Pozostało już tylko wybrać tło na napisy - padło na zieleń mchu, identyczną ja liście truskaweczek.
Z literkami też nie było problemu. Wszystkie zostały wycięte z odstępnych w domu skrawków. Nawet sznurek był w zapasach domowych. W takich warunkach można było od razu zabrać się do pracy. Po wciągnięciu i zawiązaniu sznurków wpadłam na pomysł, aby ich końce zabezpieczyć przed wysnuwaniem się impregnując w preparacie do usztywniania koronek. To jest zdecydowanie dobry sposób uniknięcia różnych niespodzianek. 




Tył worka ozdobił szlaczek z imieniem i nazwiskiem. Projekt jest a nalogiczny do tego sprzed dwóch lat.
Mogę teraz trochę odpocząć od worków, bo najmłodszy z rodziny pójdzie do szkoły za trzy lata, ale na pewno będę mieć inne pomysły.










Praca nad workami zachęciła mnie do eksperymentowania z aplikacjami. Muszę tylko poszukać jakiegoś ciekawego projektu, albo sama coś wymyślić. 
Przy okazji przy okazji wręczenia tego uszytku miałam okazję przekonać się w jakim stanie jest worek uszyty dwa lata temu dla brata Kasi. Konieczna była mała interwencja krawiecka. 


piątek, 17 lipca 2020

Krótkie letnie noce z patchworkiem

W ostatnim poście zasypałam Was szściocalowymi bloczkami, które miały ułożyć się w kołderkową całość. 
Zszywanie poszło szybko i wszystkie są w jednym kawałku pod postacią gotowego topu. W tym stanie będą chyba czekały na chłodne jesienne dni, bo jak tu zabrać się latem za pikowanie takiego kolosa? Top ma wymiary 209x209 cm. Jak do tego doda się wypełnienie i spód, to ilość materii będzie całkiem spora. A przy pikowaniu, jak to przy pikowaniu, czasem trzeba się tym przykryć. Pracownia na poddaszu nie zachęca do prowadzenia takich eksperymentów latem.




Nie będę się jednak nudzić, bo lista planów patchworkowych, jak również nieskończonych prac jest długa. W przypadku dwóch nowych prac, które mam zamiar rozpocząć terminy gonią! Jedna ma być skończona do końca sierpnia, a druga do końca września. I tutaj nie uchylę rąbka tajemnicy.
W ogrodzie powoli zaczynają rozchylać swoje pąki jedne z moich ulubionych kwiatów. Kocham je za to, że kwitną przez całe lato. Oprócz szycia trzeba jeszcze jakoś zaplanować urlop.

poniedziałek, 29 czerwca 2020

Mystery Quilt w drugiej odsłonie

Na ostatnim zdjęciu poprzedniego wpisu pokazałam suto zastawiony stół. Piętnaście dań do skonsumowania, a każde inne. Tymi daniami jest piętnaście rodzajów bloków które składają się na projekt Edyty Sitar funkcjonujący pod nazwą Mystery Quilt. 
Wspólne szycie rozpoczęło się pod koniec marca i włączyło się do niego wiele osób na całym świecie, natomiast ja dołączyłam dopiero w tym miesiącu. Chwilę zastanawiałam się nad kolorystyką, ale postanowiłam w miarę możliwości trzymać się tej oryginalnej z pewnym marginesem swobody dla własnej fantazji.



Tkaniny na większość bloków skroiłam od razu i poukładałam wraz z małymi rozpiskami wzorów na osobnych talerzykach. Ten patent bardzo dobrze się sprawdza.  Nie trzymam się kolejności, tylko biorę ten na którego szycie mam ochotę.




W ostatnią sobotę w kole fortuny wylosowałam blok o nazwie Ohio Star, który do projektu należy uszyć w ośmiu egzemparzach. Każdy blok składa się z 21 kawałków, z czego 16 to małe trójkąty prostokątne. Są metody usprawniające szycie, ale jedna z tkanin ma wzór, który powinien być ułożony w jedną stronę, więc żadnych ułatwień!

Jest to moja pierwsza praca z taką ilością (100) niewielkich bloków wymagających bezwzględnej precyzji. Staram się szyć bez pośpiechu i przeprowadzać kontrolę wymiarów na każdym etapie. Mimo wszystko widzę, że coś mi gdzieś umknęło i dwa bloki są do poprawienia. Blok Ohio Star trochę mnie zmęczył, myślę że ze względu na ilość tych bloków, ale z drugiej strony w mojej ocenie jest to również najbardziej pracochłonny blok w całym projekcie, więc teraz już z górki.


Przy okazji szycia kolejnych bloków bardzo dużo się uczę i odkrywam, że lubię takie projekty "dziubek w dziubek", choć nie zawsze stosuję się do przyjętych zasad odnośnie zaprasowywania zapasów na szwy. 
Jeżeli ktoś ma ochotę na taką kołderkę, to gorąco zachęcam. 
U mnie coraz więcej talerzyków jest pustych, czyli prace posuwają się sprawnie do przodu. 

niedziela, 14 czerwca 2020

Letnia torebeczka

Czerwiec u mnie sprzyja projektom torebkowym. Rok temu szyłam torebkę dla koleżanki, a w tym roku kawałek tkaniny z żabkami, który dostałam w gratisie przy zakupie tkanin na rynku wtórnym. Od początku wiedziałam, że powstanie z tego jakaś torebka albo piórnik dla Kasi. Nie tak dawno zapytała mnie o to, kiedy będziemy szyć torebkę w żabki, więc nie było na co czekać.









Bardzo zależało mi na tym, aby torebka była gotowa przed wyjazdem małej właścicielki na wakacje, a to wszak już niedługo. Wczoraj wręczyłam gotową torebkę i radości było co niemiara. Na dodatek torebka, jak się okazało idealnie pasowała do wczorajszej kreacji. 
Do kawałka tkaniny z żabkami dobrałam cztery gładkie tkaniny plus jedną w paski na lamówkę. W końcu nie zrobiłam zdjęcia zapięcia, a torebka jest zamykana na zamek błyskawiczny. Kasia była bardzo zdziwiona, że zamek można ciąć z metra i samemu zakładać mechanizm zasuwający.
Metka "ciocia mi zrobiła" bardzo się wszystkim spodobała.









Torebka to naprawdę niewielki projekt, bo od kilku dni pracuję nad czymś zdecydowanie większym. Miałam na ten weekend bogate plany, ale przez ostatnie dwa dni nie mogłam zrobić nic. Tak czasem bywa. Co się odwlecze to nie uciecze. Na zdjęciu obok tkaniny pocięte na bloki do nowej kołderki. Teraz potrzebna cierpliwość i dokładność. Będę nad tym pracować.

niedziela, 31 maja 2020

Produkcja masowa

Nie wiem, czy trzy sztuki to już produkcja masowa. Jasne serwety uszyłam dwie, a ciemną jedną. Pomysł takich serwet zrodził się jeszcze w styczniu, ale najpierw skończyłam opisaną w poprzednim poście poduchę, a ta ostatnia choć była pokłosiem prezentowanych dzisiaj serwet, to te ostatnie musiały poczekać na trochę spokoju i wenę do pikowania.
Dlaczego aż trzy? Zaczęłam od tej ciemnej, ale doszłam do wniosku, że będzie bardziej pasowała do ogrodu, niż do wnętrza, a jak pociełam jasną, to stwierdziłam, że drugą popełnię na prezent. Ta ostatnia została skończona jako pierwsza. Pięć minut po podszyciu lamówki trafiła do właścicielki i dzisiaj miałam okazję podziwiać ją na miejscu docelowym. Widać że cieszy obdarowanych.

Zdjęcie z cięcia trochę gorsze, bo robione telefonem, ale widać na nim, że cięcie,  żeby było szybciej robi się sposobem. Odpadami są małe kwadraty. Jest ich tyle, co kwadratów w środku. Wielkość kwadratów została zaprojektowana tak, abym mogła wykorzystać moją kwadratową linijkę 16x16cm.






Można kupić specjalne pomoce do cięcia takich twisterów, ale nie wiedziałam, czy mi się spodoba ta technika i czy oprócz tych prób będę szyła jakieś kolejne prace, więc postanowiłam nie inwestować. Przyrząd do wyznaczania kwadratów można zrobić samemu. najlepsza jest linika kwadratowa, ale można też zrobić taki kwadrat z twardszej przezroczystej folii i wyznaczyć ukośne linie markerem. W moim wypadku odchylenie od pionu wynosi 30 stopni.



Wszystkie trzy topy były zszyte już dawno, jeszcze na początku marca przed moim wyjazdem na warsztaty w Ustroniu. Zaraz potem zrobiłam kanapki i przepikowałam w szwach. Te czynności poza wyborem wkładu i tkaniny na spód nie wymagały żadnych decyzji, ale temat pikowania trochę we mnie dojrzewał. 
Kilka tygodni pracy zdalnej i siedzenie przy komputerze przez ponad osiem godzin non stop trochę dały mi w kość i po pracy chętniej spędzałam czas na powietrzu, niż przy maszynie.












Przy pikowaniu mojej pierwszej dużej pracy, czyli opisanej tutaj na blogu "ogrodu różanego" wpadłam na pomysł, aby zrobić zdjęcie fragmentu topu, wydrukować nawet w skali szarości i na wydruku bądź wydrukach narysować sobie wizję pikowania. Tutaj też tak zrobiłam. Mając już koncepcję narysowałam wiatraczek w skali 1:1 i rozrysowałam kółka. Spróbowałam przeszyć, było tego trochę za dużo, więc nieco zmodyfikowałam i później już się tego trzymałam. Pokazałam swoją wizję Agnieszce i skorzystałam z jej rady, aby pióra 
oddzielić od reszty wzorów ramką (na pierwszej serwecie jej nie ma i piór jest ciut mniej). Kółka rysowałam flamastrem od szablonów kółek. Linie proste pikowałam z linijką. Do rysowania piór zrobiłam sobie szablon, który prawdził się znakomicie.







Na wzorzystym brzegu pikowania prawie wcale nie widać. Tak samo n zielonych wiatraczkach jest ono znacznie słabiej widoczne, niż na surówce bawełnianej. Nie zmienia to faktu, że na stoliku ogrodowym pod lipą prezentuje się całkiem dobrze.








A jasna serweta w zestawie z poduszką i zrobionym z tych tkanin bieżnikiem (wystaje spod serwet na pierwszym zdjęciu) wygląda jak komplet. Muszę szybko nacieszyć oczy, bo jeszcze kilka tygodni i te wiosenne kolory się zdewaluują. Pora pomyśleć o czymś jesiennym, bo z letnim to na ten sezon raczej nie zdążę. 



piątek, 17 kwietnia 2020

Wiosenny Twister

Nie planowałam szycia twisterów, ale na grupie Patchwork po Polsku jedna z koleżanek zachwycała się linijką do tego typu prac, a na pierwszym spotkaniu grupy Patchwork Śląski miałam okazję zobaczyć podobną linijkę u Czesi. Spodobała mi się idea takiego szycia. Linijki nie miałam i nie mam, ale na kwadratowej linijce zaznaczyłam taśmą malaską potrzebne linie. Powstały topy trzech serwet, które jeszcze dojrzewają do wykończenia. Jedna została już obiecana na prezent. 





Odrzutem są kwadraty. Z trzech serwet miałam dwadzieścia siedem takich kwadratów, dociełam jeszcze dziewięć i zaplanowałam poduszkę. Zrobienie poduszki wymagało zrobienie szablonu specjalnie do tego celu. Pomarańczowe i zółte kwadraty w środku 4x4 zostały poprzetykane zielonymi, a te na obrzeżach kwadratami wyciętymi z surówki. Top był gotowy już na początku marca, ale czekał na odpowiedni czas, aby zrobić kanapkę, wypikować i uszyć poduszkę.

Przed świętami nie byłam w stanie myśleć o pikowaniu, więc postanowiłam poczekać na wenę. Ta przyszła wieczorem w drugi dzień świąt. Po przeszciu w szwach postanowiłam jeszcze "przydeptać" zielone brzegi. Zastanawiałam się nad pikowaniem wiatraczków, ale najdłuższy brzeg ma 5 cm i wolałam zostawić takie puchate, niż kombinować z pikowaniem.










Tył poduszki potraktowałam jako pole do ćwiczenia pikowania. Część z guzikami wypikowałam z użyciem specjalnej linijki. Zależało mi, aby w to pikowanie wkomponować dziurki na guziki. Później przeszłam do pikowania części dolnej. To kompletna improwizacja. Tutaj wzór pikowania jest dość wyraźny, ale to dzięki oświetlenu, natomiast na żywo pikowanie tyłu jest bardzo słabo widoczne. 













Zszytą poduszkę wykończyłam lamówką. Na warsztatach w Ustroniu poznałam tajniki robienia lamówki z wypustką. Wypustka ta powinna być ciut węższa, ale zależało mi na wyraźnym pomarańczowym akcencie i odcięciu pasków lamówki od kolorowego środka. Myślę, że cel ten został osiągnięty.
Jak widać na pierwszym zdjęciu zostało mi trochę maleńkich kwadratów, ale wykorzystam je w aplikacji mozaikowej.