środa, 1 grudnia 2021

Na drzwiach pracowni

 

Dwa tygodnie temu wybrałam się na spotkanie z koleżankami szyjącymi patchworki. Nie było to spotkanie robocze, a tylko tak po prostu spotkałyśmy się przy kawie, herbacie lub tym, co kto chciał. Na stole była jednak nie tylko gastronomia, bo prawie każda z nas przyniosła coś do pokazania. Najwięcej do pooglądania przyniosła Renia. Były tam nie tylko kartki świątecznie w ilości kilkudziesięciu sztuk, ale również makatki z maszynami, które są znakiem rozpoznawczym naszej koleżanki. Parę lat temu, zanim jeszcze poznałam Renię, pierwszy taki obrazek widziałam w Warszawie w pracowni Ani Sławińskiej. Później widziałam je jeszcze w paru miejscach, w których nie brakowało również tych prawdziwych maszyn. Nie myślałam, że kiedyś również i ja zostanę obdarowana taką pracą. Najbardziej godnym jej miejscem są drzwi mojej pracowni. Gdy jestem poza pracownią widzię ją z daleka, nawet z parteru, a gdy jestem w pracowni drzwi są otwarte i wówczas też mogę ją podziwiać, zwłaszcza że ostatnio przestawiłam maszynę i w czasie szycia wystarczy tylko podnieść oczy i już widzi się uszytą przez Renię maszynę. 
Dodać należy, że jest to praca uszyta w duchu recyklingu. Maszyna jestuszyta z krajek tkanin, są na niej również naszyte różne metki.
Ostatnio bywam w pracowni dość często. Powoli pikuję w szwach gigantyczną kołderkę. Później planuję poszaleć pikując z wolnej ręki, choć trudno tu mówić o szaleństwach, skoro trzeba się siłować z przepychaniem kołderki pod ramieniem maszyny. W ogóle szaleństwem jest pikowanie tego w domu. Myślę, że byłabym już dalej z pracami, ale druga połowa listopada okazała się niezbyt pomyślna dla mojego zdrowia. Może grudzień okaże się łaskawszy, ale planuję również zrobienie kilku ozdób świątecznych, a do świąt zostało już tylko 22 dni.

wtorek, 12 października 2021

Szyję olbrzyma

 

Gdy w marcu Sylwia Bovend'eerdt pokazała swój projekt Quiltflix i ogłosiła, że co dwa tygodnie będzie udostępniała szablony bloków, nie myślałam że szycie tego patchworku aż tak mnie wciągnie. Choć projekt był rozpisany do sierpnia, ósmego maja miałam już uszyty praktycznie cały top. 
Proponowana przez Sylwię bordiura nie do końca była tym, co chciałam szyć i postanowiłam zrobić bordiurę z tkaniny w paski.
Paski paskom nierówne i trudno znaleźć takie, które pasowałyby do naszego projektu, chyba że pochodzą z kolekcji tkanin, z której akurat szyjemy.
W dzisiejszych czasach nie jest to jednak problem, gdyż można tkaninę zaprojektować samemu. Główna trudność, jaka pojawia się w procesie projektowania, to odwzorowanie kolorów. Chciałam, aby paski były zbiorem barw pojawiających się na tkaninach.






Z brązami udało się idealnie, z zieleniami może trochę mniej, ale przez to, że są ciut żywsze, też dobrze temu projektowi robią. Zamówiłam jeden metr (szer. 145 cm) i po uszyciu niewiele mi zostało.
Teraz pora na pikowanie giganta. Top ma 230x230 cm. Mam plan wypikować go samodzielnie, ale najpierw muszę zrobić kanapkę. Dobrze, że mam w mieszkaniu duży kawałek wolnej podłogi. Trzymajcie za mnie kciuki, bo chciałabym go skończyć jeszcze w tym roku.

poniedziałek, 11 października 2021

Żegnaj lato na rok

 

Dzisiejszy poranek przywitał mnie chłodem, a nawet mrozem. To sprawiło, że wróciłam wspomnieniami do ostatniego sierpniowego weekendu. Postanowiłam wówczas wybrać się do Krakowa na Cepeliadę. Dużo słyszałam o tym targowisku rękodzieła, ale do tej pory jakoś nie udawało mi się na tę imprezę pojechać.
Ledwo weszłam na rynek i od razu spotkałam Małgosię Grocholę, która prezentowała swoje piękne koronki wykonane techniką koronki klockowej i na szydełku. Jestem pełna podziwu dla jej projektów autorskich. Takie spotkania bardzo mnie motywują. 
Oprócz koronek klockowych, które wyszły spod ręki  Małgosi, podziwiałam również frywolitki dwóch znanych koronczarek: Eugenii Wieczorek i Renaty Niemczyk. Cieszę się, że w końcu dane mi było je poznać. Dzięki nim wiele osób poznało tę technikę.







Sporo czasu spędziłam na stoisku z ceramiką z Bolesławca. Zresztą na stoisku się nie skończyło, skoro byłam w Krakowie nie mogłam nie zajrzeć do sklepów na Sławkowskiej. Byłam dzielna i wróciłam tylko z jedną miseczką. Nic nie poradzę na to, że odkąd kupiłam w 2008 roku pierwszą salaterkę stałam się wielką fanką tych cudeniek. Szkoda tylko, że w ostatnich latach ceny tak mocno poszybowały w górę. 
Z przyjemnością patrzę na nowe wzory dekoracji i nowe formy naczyń. Nie będę sobie obiecywać, że to był ostatni zakup. 












Oprócz ceramiki z podróży często przywożę różne drewniane przybory kuchenne. Jeżeli na tego typu imprezach widzę stoisko z drewnem, to na pewno do niego podejdę i będę szukać czegoś ciekawego. Do stoiska Wooden Corner z daleka wabiły wałki z wzorami do pierniczków. Wszystkie były piękne. Zastanawiam się tylko, czy rzeczywiście wyciśnięte nimi wzory nie rozmywają się w trakcie pieczenia. Z tego co wiem, to ciasto musi być specjalne, bez środków spulchniających. Właściwie, to ciasto na piernik dojrzewający można już przygotować ...













Niezależnie od Cepeliady, spacer po Krakowie, zwłaszcza o poranku jest czymś, co ładuje moje akumulatory, a widok jak na zdjęciu obok mogę uwieczniać za każdym razem, gdy tam jestem. Może pora zaplanować kolejne zwiedzanie Krakowa? Wystarczy wsiąść do pociągu ... Następmym razem zaplanuję zwiedzanie muzeum pod rynkiem. 

Rękodzielniczo u mnie sporo się dzieje i wypadałoby powoli nadrobić zaległości blogowe. Postaram się nie czekać z tym kolejne dwa miesiące ...




piątek, 30 lipca 2021

Kolejne przygody krawieckie z dzianiną

 

Jakieś półtora roku temu kupiłam na aukcji internetowej piękną dzianinę w sześciokąty stylizowane na plaster miodu. Właściwie, to dla tej szmaty przystąpiłam do jednej z grup sprzedażowych. Pierwotnie chciałam uszyć z niej sukienkę, ale na taką z kapturem było za mało. Ostatecznie zdecydowałam się na bluzę. 
Bałam się wszywania czterech warstw w dekolt karo, ale obawy okazały się niepotrzebne.










Podobnie jak w sukience zszyłam ze sobą warstwy kaptura. Wykonałam plisę maskującą z pasującej kolorystycznie tkaniny.














Najtrudniejsze było spasowanie wzoru w czasie krojenia, ale wszystko udało się dobrze pokroić. 
Bluzę skończyłam już na początku czerwca, jednak czerwcowe upały nie pozwoliły się nią nacieszyć. Udało  mi się ją założyć dopiero w pewien lipcowy chłodny niedzielny poranek. Tego dnia odwiedziłam moją Bratową i... też chciała identyczną. Ta dzianina jest na ten moment trudna do zdobycia, więc musiała sobie wybrać coś innego.























Pierwszy raz szyłam odzież dla kogoś innego z powierzonego materiału. Nie powiem, że się nie stresowałam. Bratowa zażyczyła sobie wykończenia rękawów jednobarwną dzianiną tak, aby był efekt mankietu. Znów był lekki stres przy wszywaniu kaptura w dekolt. Przy okazji zużyłam nietrafioną dzianinę w kolorze miodowym, która tutaj pasowała wprost idealnie.














Druga uszyta przeze mnie bluza również mi się bardzo podoba, a chyba jeszcze bardziej podoba się nowej właścicielce. Ogromną radość sprawia jej również to, że jest ona unikalna. 
Krojąc tę bluzę skroiłam również następną dla siebie, ale od trzech tygodni nie miałam czasu na szycie dzianin. Ostatni tydzień upłyną mi pod znakiem wspólnego patchworkowego szycia, ale o tym będzie w kolejnym poście.






















niedziela, 27 czerwca 2021

Locorotondo, czyli frywolna włoska przygoda

Pod koniec listopada ubiegłego roku Ewa Wasyliszyn zaprosiła mnie do testowania jednego z wzorów do jej nowej książki. To było dla mnie ogromne wyróżnienie, zwłaszcza, że w ostatnich latach nie sięgam po czółenko zbyt często. Nie znałam wówczas koncepcji książki i nie wiedziałam, że wzory będą skojarzone z podróżami. Póżniej przekonałam się, że kolory serwetek opisanych w książce zostały zaczerpnięte z kolorystyki zdjęcia z podróży. Serwetka, którą testowałam została przypisana do podróży do włoskiego miasteczka Locorotondo. O tym z jakim miejscem jest skojarzona, dowiedziałam się z chwilą otrzymania mojego egzemplarza książki, która ukazała się w kwietniu.











Książka "Kolory frywolitki - podróże" jest już drugim tytułem popełnionym przez Ewę i podobnie, jak jej pierwsza książka prezentuje 20 wzorów serwetek. Zainteresowani więcej informacji na ten temat znajdą tutaj.
Jestem również pełna podziwu dla autorki, która jest jednocześnie wydawcą swoich książek. To dobra alternatywa dla tych, którzy nie chcą iść na kompromis z wydawnictwami. Dzięki temu książka wygląda dokładnie tak, jak autorka sobie wymarzyła. Korzystając z okazji życzę autorce kolejnych kolorowych pomysłów frywolitkowych.



















Wybierając się na spotkanie z Ewą chciałam podarować jej coś, co będzie dla niej pamiątką naszej współpracy. Postawiłam na coś praktycznego, czyli małą torebkę na spacer. Uważni czytelnicy mojego bloga wiedzą, że podobna torebka już się tutaj pojawiła i to nawet dwa razy. Tym razem torebka zyskała na grubości, gdyż między przód i tył został wszyty wąski pasiasty pasek. 
Wybrałam tkaniny z kolekcji we wzory łowickie. Materiał w wycinankowe kwiaty ma fioletowe tło, gdyż ten kolor chyba najbardziej mi się z Ewą kojarzy.
Na tyle torebki jest kieszonka zasuwana na kryty zamek.




Torebka chyba przypadła Ewie do gustu, gdyż w czasie czterodniowego wyjazdu stale ją nosiła. Mała torebka spacerowa ma szansę zwiedzać świat, gdyż Ewa chyba lubi robić frywolitki w podróży, a przede wszystkim lubi podróżować.

Zdjęcie tego nie pokazuje, ale w środku jest cienki pasek z karabińczykiem umożliwiającym przypięcie np. kluczy itp,

Nigdy nie byłam w Locorotondo, jednak może w ślad za testowaną serwetką powinnam się wybrać na południe Włoch?
Tymczasem zrobiłam remanent w moich akcesoriach frywolitkowych i chyba będzie się działo!



sobota, 29 maja 2021

Loreta

 

W grudniu ubiegłego roku zobaczyłam cudowną dzianinę od której oczu nie mogłam oderwać i postanowiłam zaszaleć. Sprzedaż była przez internet, ale materiał okazał się być w realu jeszcze piękniejszy. Wiedziałam, że powstanie z niego sukienka. Trochę bałam się pociąć, ale w końcu i do tego dojrzałam. Może nastąpiłoby to trochę wcześniej, ale ostatnie dwa miesiące, ze względów zawodowych, miałam lekko wyjęte z życiorysu robótkowego, więc szycie musiało poczekać.
Trochę bałam się szycia dwuwarstwowego kaptura, ale  uporałam się z tym bez problemu. Po raz pierwszy oprawiałam oczka. 
Wykrój na sukienkę pochodzi ze Strefy Kroju i Szycia.





Moja wersja sukienki jest bez kieszeni-kangurki i bez ściągaczy, ale taką oryginalną też mam w planach. Jeżeli ktoś boi się szycia z dzianin, to zupełnie niepotrzebnie, a takie fasony oversize są moim zdaniem mniej wymagające, niż dopasowane i więcej wybaczają. Na półce czekają na mnie kolejne wyzwania szyciowe w postaci zdekatyzowanych dzianin. 



























Przy okazji szycia kaptura eksperymentowałam z szyciem owerlokiem w dwóch różnych koloroach na różnych stronach. 
Akurat w tym wypadku, gdy szew jest w środku kaptura nie ma to żadnego uzasadnienia, ale potwierdziłam, że się da!














Po raz pierwszy przyszywałam listwę maskującą. Nie chciałam robić jej z dzianiny, aby nie było za grubo. wykorzystałam płótno bawełniane.


  

O tym, że sukienka będzie się podobać, wiedziałam zanim skończyłam. Ba, skończyć nie było łatwo, bo gdy przymierzałam się do podwinięcia dołu moja kocica uznała, że to jest uszytek właśnie dla niej i nie chciała z niego zejść.

Stali czytelnicy mojego bloga pewnie zastanawiają się, co porabia żona farmera. Otóż żona farmera leży i czeka na moją wenę, ale za to bloki projektu, który pokazałam ostatnim razem mają się znacznie lepiej, ale o tym w kolejnym poście.

niedziela, 14 marca 2021

Osiołkowi w żłoby dano...

 

Jak już wspomniałam w poprzednim poście, szycie Żony Farmera to za mało, zabieram się więc za równoległy duży projekt. 
Jeżeli ktoś jest zainteresowany dokąd ta droga prowadzi może zajrzeć na stronę Quiltflix i zobaczyć projekt, pobrać info, zapoznać się z harmonogramem publikacji kolejnych bloków i być może zacząć szyć razem ze wszystkimi entuzjastkami tego projektu. 




Ostatnim blokiem, jaki udało mi się uszyć z projektu FW był Fruit Basket, czyli koszyk owoców. Pierwszy z Quiltflix, to też koszyk, tylko w nieco innym rozmiarze. Dla przypomnienia, bloki z FW są sześciocalowe, natomiast tutaj po wszyciu będą miały 9 cali. Teraz tak na szybko policzyłam, że w projekcie będzie 61 bloków plus bordiura. Gotowy quilt będzie miał 218x218 cm. Jeżeli będę szyła systematycznie i zgodnie z harmonogramem, to do końca sierpnia będę miała gotowy top.
Tutaj sytuacja jest trochę inna, niż w FW. Cały projekt składa się z 9 rodzajów bloków, choć jak warianty kolorystyczne uznamy za jeden rodzaj, to pozostanie ich osiem. Nie ma co ukrywać, że szyje się dużo szybciej, niż bloki FW. Na prokjekt wykorzystam tkaniny, które kupiłam parę lat temu na samym początku mojej przygody z szyciem patchworków. Miały być wykorzystane w innym projekcie który czeka w kolejce, ale doszłam do wniosku, że tutaj pasują idealnie.



Ostatni tydzień miałam bardzo intensywny pod względem zawodowym. Jak już wracałam do domu było zdecydowanie później niż zwykle. Po całym dniu siedzenia w biurze połączonego z intensywnym wysiłkiem umysłowym nie miałam już siły i ochody aby usiąść do maszyny lub nawet planować kolorystyki kolejnych bloków wcześniejszego projektu. Postanowiłam jednak zdekatyzować parę materiałów i przygotować wykrój na sukienkę.
Od dłuższego czasu (liczonego w latach) obiecuję sobie, że uszyję coś dla siebie, ale nie do końca odpowiada mi rozmiar, w którym należy przygotować wykrój. W ten sposób odsuwałam szycie ubiorów dla siebie na "święty nigdy", ale postanowiłam z tym skończyć, bo to zdecydowanie droga do nikąd.
Wczoraj miałam okazję na małe wyjście i zaplanowałam, że na tę okazję powstanie sukienka. Jest to model 0674 z Papavero. W mojej wersji jest bez kieszeni i nieco zebrałam w biodrach. Sukienka ma dłuższy tył i dekolt na plecach jest większy niż z przodu. Szycie miałam rozpocząć w piątek, ale udało mi się jedynie skroić jersey. Poziom zmęczenia grodził wypadkami i wpadkami przy szyciu.
Sobotnie przedpołudnie okazało się bardzo owocnym szyciowo czasem, choć szycie, a właściwie nawlekanie i ustawianie maszyn zajęło mi dużo dłużej, niż planowałam. Na szczęście obyło się bez żadnych przykrych niespodzianek i prucia. Po raz pierwszy szyłam z elastyczną nicią w chwytaczu maszyny, którą podszywałam. Wyszło idealnie. Jak to powiedział pewien dziewięcioletni adept szycia, jak z fabryki. Przyznam szczerze, że było to moje pierwsze zetknięcie z szyciem jerseyu. 


Bałam się tego, co wyjdzie z przeszycia po dekolcie, ale mimo działania pod presją czasu wyszło bardzo zadowalająco.
Zachęcona dobrym efektem myślę już o kolejnym ciuszku. Chyba zabiorę się za bluzę raglanową. 



niedziela, 28 lutego 2021

Farmerskie podsumowanie miesiąca - luty

 


Zabierając się za szycie tego klasyka nie zakładałam, że powstanie on szybko. I nadal tak nie zakładam, ale w ciągu ostatnich czterech tygodni udało mi się uszyć kilka bloków. Każdy kolejny uczy mnie czegoś innego. Pomimo wpisu parę tygodni temu, kolorystyka poszczególnych bloków nie została przeze mnie zaplanowana. Nie chciałam tracić na to czasu, bo tak bardzo chciałam usiąść to maszyny i zacząć szyć.











Po skończeniu i przycięciu jednego bloku biorę się za następny i wówczas planuję z których tkanin użyję. Zdarza się czasem tak, że mam wenę i wówczas dobieram tkaniny na kilka kolejnych bloków. Tnę potrzebne kawałki i układam elementy każdego z bloków na osobnym papierowym talerzu. Robię sobie z nich stosik i wówczas znów można oddać się tylko szyciu.


Staram się zszywać bardzo precyzyjnie, ale czasem nie wychodzi to całkiem idealnie. Pocieszam się, że nikt nie będzie oglądał tych bloków z odległości pół metra, ani tym bardziej przez lupę.





Szycie tego projektu ma szansę zostać spowolnione przez inny kuszący projekt, patchwork który chciałabym uszyć przed kolejną zimą i który stanie się ozdobą przedpokoju. Tak więc dwa duże projekty patchworkowe będą ze sobą konkurować. Jest szansa, że w jednym z kolejnych postów będzie pierwsza odsłona tego nowego projektu.


Wracając do bieżącego projektu, to chciałabym aby to była bardzo klasyczna kołderka. Przy okazji szycia kolejnych bloków czytam sobie trochę o historii patchworku i coraz bardziej mnie to wciąga, to wspaniała tradycja której trochę Amerykankom zazdroszczę.






środa, 24 lutego 2021

Walentynkowe motywy modne przez cały rok

 

W ubiegłym roku o tej porze przygotowywałam się do wyjazdu na długi weekend z zakręconym patchworkiem. Myślałam, że wyjazdy w pierwszy weekend marca, na wspólne spotkania robótkowe z maszynami do szycia, staną się już tradycją, a tu taki klops! Tegoroczna edycja jest z wiadomych względów odwołana. Z drugiej strony ubiegłoroczne spotkanie odbyło się w ostatnim możliwym terminie. Gdyby było zaplanowane o tydzień później, nie byłoby takiej możliwości. Przez ten ostatni rok nieznane wcześniej słowo lockdown zagościło u nas na dobre i było odmieniane przez wszystkie przypadki niezliczoną ilość razy. Tego, czego mi najbardziej brakuje, to spotkań twórczych, w których zawsze chętnie uczestniczyłam lub nawet spotkań towarzyskich z osobami, które znam w związku z rozwijaniem pasji rękodzielniczych. Takie spotkania zawsze ładują mi akumulatory.
Pod koniec września zostałam zaproszona na takie spotkanie w niewielkim gronie. Większa liczba osób znacznie podniosłaby i tak niemałe ryzyko. Mimo obaw, to były jednak cudowne dwa dni tworzenia i śmiania się do rozpuku. Naładowałam akumulatory przed jesienią i zimą, ale najważniejsze, że poznałam osiem wspaniałych kobiet, które swoją energią twórczą promieniują jak małe słoneczka i zarażają innych swoją pasją i radością tworzenia. Takie bakcyle to ja rozumiem.


Na spotkaniu trochę się obijałam, ale chłonęłam tę pozytywną energię jak gąbka i pewnie dzięki niej powstały wszystkie prace frywolitkowe, które mogliście zobaczyć w ostatnich miesiącach w moich wpisach. Mam też plany na kolejne prace, choć mocną konkurencją są dla nich patchworki i ogólnopojęte szycie.
Dzięki temu spotkaniu otworzyłam się na różne wydarzenia w sieci i tym sposobem z początkiem drugiej dekady lutego wzięłam udział we wspólnym supłaniu, którego organizatorem była Natalia Batova. Nigdy wcześniej nie tworzyłam niczego przestrzennego w technice ankars, ale postanowiłam spróbować. Jedynym ograniczeniem było założenie, że breloczek w kształcie serduszka zrobię z tego, co mam w domu. Udało się. Przy okazji wypróbowałam nitkę Madeira Decora. Bardzo dobrze się nią robi. 




Zaproponowany przez Natalię breloczek był zdecydowanie bardziej ozdobny, ale moja stonowana wersja jakoś bardziej do mnie trafia. Technika ankars jest bardzo efektowna, ale również bardziej wymagająca. Muszę jeszcze dużo się nauczyć, ale tymczasem cieszę się z tego małego cacuszka.


niedziela, 21 lutego 2021

Koronkowa wiosna

 

Dostęp do sieci i mediów społecznosciowych sprawia, że ciągle jesteśmy zachęcani do udziału w różnych wydarzeniach, czy też wspólnym robótkowaniu. Człowiek staje przed wyborem: spacer czy wspólne szycie. Propozycji jest wiele i doba bywa zdecydowanie za krótka, aby wziąć udział we wszystkich wyzwaniach, w jakich chciałoby się uczestniczyć. W styczniu zgłosiłam się do wydarzenia ogłoszonego przez Laurę Bziukiewicz, które polegało na wysupłaniu niewielkiej serwetki o wdzięcznej nazwie Amanda, będącej projektem Laury.

Wszystko dobrze szło do przedostatniego rzędu. Postanowiłam trenować obliczanie zużycia nici i nawijałam na czółenka tyle, ile wydawało mi się, że potrzeba i szło mi bardzo dobrze. Obliczenia zajdowały potwierdzenie w praktyce, ale ten rząd z fioletowymi kwiatkami naprawdę dał mi popalić. Zaczynałam go sześć razy i za każdym razem popełniałam błąd w tym samym miejscu. Mój poziom frustracji sięgnął zenitu, ale nie poddałam się. Jak w końcu udało mi się bęzbłędnie zacząć, to już jakoś poszło.
Termin zakończenia wydarzenia już dawno minął bodajże pod koniec stycznia. Na całym świecie powstało kilkaset serwetek w rozmaitych kombinacjach kolorystycznych. Tak wiele osób zrobiło tę serwetkę, a jest jeszcze pewnie co najmniej drugie tyle, które są w trakcie supłania.

Choć jak wspomniałam robienie serwetki było wydarzeniem w internecie, to Laura nie jest dla mnie li tylko osobą znaną z sieci. Jakieś piętnaście lat temu zawitała ze swoimi frywolitkami do domu kultury obok mojego bloku, w którym wówczas mieszkałam i tak się poznałyśmy. Nawet nie chce mi się wyobrażać sobie ile od tamtej chwili powstało frywolitkowych dzieł zrobionych rękami Laury, ale nie znam drugiej osoby która robi frywolitki tak szybko. 
Pod koniec ubiegłego roku stałam się posiadaczką książki "Folklor polski. Sztuka ludowa, tradycje, obrzędy". Laura jest autorką rozdziału o Kurpiach. Myślę, że jest również na dobrej drodze do tego, aby Kurpie kojarzyły się między innymi z frywolitką. W końcu kiedyś nikt w Koniakowie nie znał koronki koniakowskiej, ani w Bobowej bobowskiej, To ludzie zainicjowali te tradycje, bez których nie wyobrażamy sobie dzisiaj tych dwóch wspomnianych miejscowości. Często za konkretnym wzornictwem i zwyczajami stoją artyści. Tak jest w przypadku motywów zakopiańskich, zwłaszcza w architekturze, jak i malowanych chat w Zalipiu. Nie mam nic przeciwko temu, aby kiedyś mówiło się o frywolitce kurpiowskiej.

Powoli zbliżamy się do Świąt Wielkanocnych, pora, aby pomyśleć o zrobieniu ozdób świątecznych. Może w tym roku uda się coś usupłać. Życzę Wam czasu na realizację wszystkich planów robótek świątecznych.

niedziela, 31 stycznia 2021

Dzisiaj uszyję jeden dobry blok

 

Szycie projektu Farmer's Wife, czy jak kto woli żony farmera, to zdecydowanie projekt długodystansowy. Nie będę sobie wyznaczać żadnych terminów, bo w końcu szyję dla przyjemności i odskoczni od pracy zawodowej. Skupię się na tym, aby w miarę możliwości, jeżeli tylko czas na to pozwoli, jeśli już w danym dniu siądę do maszyny, to ukończę jeden wymiarowy blok. Te kilka kwadratów 6x6 ", które udało mi się uszyć nastroiło mnie bardzo pozytywnie i dochodzę do wniosku, że takie szycie precyzyjne jest zdecydowanie dla mnie.
Bloków może byłoby trochę więcej, ale pod koniec ubiegłego tygodnia otrzymałam wiadomość o egzaminie, na który czekałam od marca 2020 roku. Trzeba było odłożyć wszystkie robótki i przygotować się do egzaminu krawieckiego. Egzamin był dwuczęściowy, jedna część w poniedziałek, a druga w środę i nawet nie wiem jak mi poszło, ale jestem dobrej myśli.


    1. Przy okazji przygotowań do egzaminu sporo czasu spędziłam w mojej pracowni. A tam na stole rozkwitło takie cudo. W tle widać kontenerek z tkaninami zebranymi z myślą o klasycznych projektach patchworkowych. Myślę, że z tych zbiorów może powstać więcej niż jedna żona farmera, albo coś innego w tym stylu. Przy okazji tej kołderki muszę pomyśleć jak zrobić prostą ścianę projektową. Zastanawiam się tylko, czy ustawić ją w pracowni, czy w pomieszczeniu, do którego kołderka jest przeznaczona. Wcześniej rozwieszałam pled z polaru i na nim upinałam bloki. W sumie teraz też mogłabym tak zrobić, ale pled jest zdecydowanie za mały, bo to naprawdę duży projekt.
      Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dobrego twórczego tygodnia! 

      niedziela, 17 stycznia 2021

      Former Farmer's Wife

       

      Już od dłuższego czasu marzy mi się uszycie patchworku wg projektu Farmer's Wife. Nie mam książki z projektem, więc próbuję trochę na piechotę zaplanować rozmieszczenie i kolorystykę bloków. Na razie próbuję ogarnąć całość i stworzyć jakąś spójną koncepcję kolorystyczną. Ułożone karteczki przykleję do plastikowej płyty i będę myśleć dalej. Zdecydowałam się podmienić część oryginalnych bloków, dlatego też zmieniłam nazwę projektu na Former Farmer's Wife. 
      Ostatnie dni przyniosły niskie temperatury i duże opady śniegu. W mojej starej chacie nie ma wiatrołapu i doszłam do wniosku, że dobrym rozwiązaniem może okazać się powieszenie patchworku na drzwiach wejściowych tak, aby zasłaniał część ściany i opierał się o podłogę. Chcąc poprawić sobie komfort cieplny, postanowiłam wypróbować rozwiązanie tymczasowe i powiesiłam niedokończoną kołderkę. Ma już lamówkę, ale nie jest jeszcze wypikowana na gotowo. To działa! Na potrzeby ocieplenia przedpokoju powstanie kołderka wg projektu z pewnej holenderskiej książki. Mam nadzieję, że przed kolejną zimą będę mogła pokazać gotowy patchwork. Nie wiem jak to się stało, ale tym sposobem będę mieć rozpoczęte cztery projekty kołderkowe. Trzymajcie za mnie kciuki.

      W ostatnich dniach mam mniej czasu na robótki, gdyż z radością korzystam z uroków zimy, które są dla mnie dostępne dosłownie za progiem,  do czego i Was zachęcam.

      piątek, 1 stycznia 2021

      Noworoczne refleksje 2021

       

      Dzisiaj po raz kolejny stoimy przed 365 dniami, które chcielibyśmy wykorzystać na realizację naszych planów, pasji i marzeń. Wydaje nam się, że rok to długi okres, że tak wiele można zdziałać, a potem jednak okazuje się, że mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem i miesiąc za miesiącem, a my niekoniecznie jesteśmy do przodu z realizacją tych wcześniejszych planów. 




      Tajemnica sukcesu tkwi chyba w tym, aby nie planować zbyt dużo i w długiej perspektywie i że bezpieczniej jest zaplanować tydzień niż rok. 

      Oczywiście są działania, które powinniśmy zaplanować z wyprzedzeniem. Mam kilka takich planów wyjadzowych, które chciałabym, aby doszły do skutku, ale wiadomo jaka jest sytuacja i nie można być pewnym, że uda się wszystko zrealizować.
      Nie chcę snuć zbyt bogatych planów rękodzielniczych, bo tworzenie jest czymś, co daje mi radość i nie lubię podchodzić do niego zadaniowo. Gdy tworzę nie lubię, aby goniły mnie terminy, dlatego też niechętnie biorę udział w tworzeniu na konkursy i wystawy. Jeśli potrzebuję coś zrobić na prezent, to zazwyczaj zabieram się do tego z wyprzedzeniem. 

      Jeśli idzie o plany na rok 2021, który właśnie się nam rozpoczyna, to chciałabym skończyć parę projektów. 
      W listopadzie zrobiłam inwentaryzację rozpoczętych prac i teraz wystarczy otworzyć kajet i coś wybrać, by wziąć na warsztat. Chciałabym również zabrać się za szycie bloków z kolekcji "Farmer's Wife", które razem przybiorą docelowo formę kołderki. Mam już zgromadzone i zdekatyzowane tkaniny. Teraz tylko trzeba dopasować je kolorystycznie w poszczególnych blokach. Jak mogą sugerować ostatnie wpisy, na powrót zaczęłam robić frywolitkę i nie chciałabym rozstawać się w tym roku z czółenkiem, a przynajmniej nie na dłużej. 
      Wczoraj dotarła do mnie paczka z kilkoma tkaninami patchworkowymi, fakt że miało to miejsce w ostatnim dniu roku powinno być znamiennym, a także być dobrą wróżbą na ten rok. Tak to sobie przynajmniej tłumaczę i tego będę się trzymać. Cieszę się, że po Nowym Roku jest weekend i można przystąpić do działania.




      Życzę Wam Drodzy Czytelnicy, aby ten rok przyniósł Wam w darze dużo zdrowia, dobrą perspektywę w sprawach zarówno rodzinnych, jak i zawodowych, mnóstwo twórczych pomysłów i wytrwałości w ich realizacji, aby nieustająco chciało Wam się marzyć i tworzyć. Szczęśliwego nowego roku!